Pomyśleć by można, że już przeszła mi ochota na jakiekolwiek filmy muzyczne. Po maratonie z "Step Up", kilku nieudanych musicalach ("Into the Woods") spodziewałabym się po sobie, że raczej nie obejrzę nic innego w tym gatunku jeszcze przez długi czas. A tu proszę, Anna Kendrick skusiła mnie, by obejrzeć film, w którym występuje. Muszę przyznać, że uwielbiam jej głos, a po obejrzeniu zwiastuna drugiej części stwierdziłam, że trzeba by najpierw obejrzeć pierwszą. No więc obejrzałam...
Fabuła "Pitch Perfect" skupia się na ważnym konkursie zespołów wokalnych śpiewających a capella. Dla nich ich głos jest instrumentem, z którego potrafią wyczarować najróżniejsze potrzebne dźwięki. Beca marzy o zostaniu słynnych DJ-em i tworzeniu własnej muzyki. Jej ojciec chce, aby najpierw skończyła studia. Już pierwszego dnia dziewczyna wpada w oko dwójce dziewczyn z zespołu "Słowików". Jak się okazuje, Beca ma bardzo ładny głos. Przyłącza się więc do studenckiego zespołu i rozpoczyna męczące próby, podczas których zaprzyjaźnia się z dziewczynami z zespołu. Kiedy zespół ze swoim starym repertuarem znowu przegrywa, Beca postanawia wziąć sprawy we własne ręce.
Samo śpiewanie a capella kojarzy mi się z jedną osobą, a mianowicie Peterem Hollens, który śpiewa tylko w ten sposób. Ten pomysł jest bardzo świeży i nie przypominam sobie, żebym słyszałam o jakimkolwiek innym filmie, w którym śpiewanie a capella byłoby nutą przewodnią. Jason Moore całkiem fajnie to sobie wymyślił.
Każda z dziewczyn jest inna, razem tworzą dosyć zabawny zespół, przed którym długa droga do mistrzostwa. Wszystko oczywiście kręci się wokół muzyki i prób, jednak nie braknie również miejsca na miłość. To chyba podobało mi się najbardziej, zaraz po tym całym show, które wokaliści tworzyli. Wątek romantyczny w tego typu filmach zwykle jest czymś bardzo ważnym, wysuwającym się na przód w całej fabule. Taniec czy śpiewanie jest tylko dodatkiem. Tutaj jest zupełnie inaczej, uczucie rodzi się niespodziewanie, jakby poza główną fabułą. Nie ma na nią większego wpływu, chowa się w cieniu. To zdecydowany plus dla osób, które są już zmęczone historyjkami rodem z "Romea i Julii".
Podczas oglądania czas mija bardzo szybko. Od początku wiadomo, że Beca wprowadzi jakieś zmiany, że na końcu czeka nas show. Jednak tego się chyba nikt nie spodziewał. Żałujcie, że nie widzieliście mojej miny. Od ucha do ucha uśmiech, nucenie pod nosem, czasem śpiewanie na głos. W filmie znajdziecie mnóstwo znanych piosenek, dzięki niezwykłym wokalom nabierają one nowego brzmienia i wyrazu. Wszystko wydaje się takie nowe, choć słyszeliśmy to już wielokrotnie.
"Pitch Perfect" to zdecydowanie coś nowego i oryginalnego. Posłuchajcie ulubionych piosenek w nowym wykonaniu, "potańczcie" w miejscu i cieszcie się świetnym filmem. A za kilka dni do kin wchodzi druga część, z pewnością bardziej widowiskowa. Z filmu można wyciągnąć również bardzo pouczające wnioski: nie warto nigdy się poddawać i przed do przodu. Polecam!
Najlepsze kawałki z filmu:
Pitch Perfect, Jason Moore, USA, 2012