Tytuł oryg.: The Housemaid's Daughter
Seria/cykl: -
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńskowska
Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 432
Gatunek: obyczajowa
W 1930 roku w Cradock House rodzi się czarnoskóra dziewczynka. Jej matka daje jej na imię Ada, na cześć siostry pani Cathleen Harrington, dla której pracuje jako służąca. Ada jest bardzo mądra, pani Harrington chce ją posłać do szkoły, jednak tam nie chcą ją przyjąć ze względu na kolor skóry. Kobieta zaczyna uczyć dziewczynkę czytać i pisać, a później także grać na fortepianie. Jednak los nie oszczędza Cradock House i jego mieszkańców. Nadchodzi wojna, która zabiera ze sobą niewinne ofiary. Wkrótce wyjeżdża również panienka Rosemary, córka państwa Harrington. Po śmierci matki Ady, pani Cathleen wyjeżdża pomóc córce w kłopotach, a Ada i pan Edward zostają sami. Długo jeszcze grzech popełniony w poczuciu obowiązku będzie dręczył Adę.
Główną bohaterkę, Adę, poznajemy kiedy ma kilka lat. Na początku jest zagubiona w świecie, nie wie zbyt wiele o życiu poza Cradock House, wydaje się głupiutka. Jednak z biegiem czasu coraz więcej wie, jest coraz mądrzejsza. Kiedy uświadamia sobie, że urodzi dziecko mieszanej rasy, nieprzynależące nigdzie, wie, że musi uciekać. Wie też, że zdradziła swoją ukochaną panią i zgrzeszyła. Jednak jej pani tak ją kocha, że postanawia jej szukać. Kiedy w końcu jej się to udaje, mała Dawn ma już kilka lat.
Współczesne pisarki, a nawet pisarze przyzwyczaili nas do tego, że bohaterom powieści zwykle wspaniale się powodzi. Mają kochające rodziny, nikt nie umiera, nie ma chorób, głodu, biedy, klęsk żywiołowych. Krótko mówiąc ich świat jest doskonały. Barbara Mutch postawiła w swojej powieści na realia życia w XX wieku w Afryce Południowej. Trzeba przyznać, że wyszła jej z tego wzruszająca, pełna prawdy opowieść o dziewczynie, która musiała zmagać się z żelaznymi zasadami apartheidu, chronić swoją kolorową córkę i błagać Boga o przebaczenie.
Rzadko się zdarza, by napisy na okładkach, tak przecież zachęcające i tyle obiecujące, spełniały się w powieściach. Tym razem tak było. Obiecano mi wzruszającą opowieść o nadziei, miłości i dwóch niezwykłych kobietach. Co prawda przez prawie całą książkę nie uroniłam ani jednej łzy, ale to dlatego, że wszystkimi siłami się przed tym wzbraniałam. Przyznam Wam się, że czytając ostatni rozdział miałam mokre oczy, a litery rozmywały mi się na kartkach w niewyraźne bazgroły.
Barbara Mutch poruszyła temat różnic w kolorze skóry i miłości mimo nich. W swej książce zawarła prawdę o apartheidzie, walkach wyzwoleńczych i o prawdziwej miłości, która może przezwyciężyć wszelkie różnice i bariery. Autorka pokazała, że nie ważny jest kolor skóry, a kolor naszych serc.
Trochę żal mi, że wątek panicza Phila urwał się tak szybko. Miałam nadzieję, że jego historia się rozwinie, jednak widzę, że fabuła nie byłaby taka sama, gdyby jego wątek się zachował. To samo dotyczy panienki Rose, o której życiu nic nie wiemy. Te postaci mogły być bardziej rozwinięte, ciekawsze. Autorka jednak delikatnie przesadziła, jeżeli chodzi o nieszczęścia, moim zdaniem. Przyznam się, że oczekiwałam czegoś w stylu "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie w zjednoczonym kraju", jednak Mutch miała swoje plany co do każdego z bohaterów, tak jak Bóg ma swoje plany co do każdego z nas, jak to przez cały czas mówiła Ada. I jest to prawda.
"Kolor jej serca" wzrusza nie dlatego, że przywiązujemy się do bohaterów i płaczemy, kiedy ci odchodzą, tak jak to będzie z naszymi bliskimi i z nami samymi. Ta powieść wzrusza oddaniem Ady swojej pani, miłością do kolorowego dziecka, walką o wolność, a przede wszystkim prawdą, która nie ważne jak bardzo nie chcemy jej znać, zawsze nas dosięgnie. Jeżeli więc Was przekonałam, proszę sięgnijcie po historię Ady, jej smutki i radości i pozwólcie tej historii żyć, bo będzie żyła tylko wtedy, kiedy będziemy ją poznawali. Ja sama z wielką chęcią za jakiś czas wrócę do tej powieści, a tymczasem oddaję ją na ręce wyczekującej mamy.
Cena detaliczna: 39,90 zł
Moja ocena: 9/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Książkowe podróże (czarno-białe Cradock w Afryce Południowej)
Za możliwość poznania wzruszającej historii Ady dziękuję:
A tutaj piosenka, która skojarzyła mi się z powieścią, nie dlatego, że ma afrykańskie elementy, ale ze względu na słowa: