Dzisiaj miałam zamiar napisać o moich wrażeniach na temat trzech części Opowieści z Narnii, jednak kiedy już zaczęłam... wyszły z tego trzy zdania na krzyż i to zupełnie płytkie i bezsensowne. Nie chcę, żeby post kończył się na trzecim akapicie, a postanowiłam w tym miesiącu opublikować równe 15 postów, nie mogłam więc zrezygnować z dzisiejszego wpisu. Uznałam więc, że napiszę po prostu krótkie opinie na temat ostatnio obejrzanych przeze mnie filmów. Zapraszam!
Opowieści z Narnii:
Lew, czarownica i stara szafa (2005)
Książę Kaspian (2008)
Podróż "Wędrowca do Świtu" (2010)
Nie wiem, gdzie byłam i czemu wcześniej nie widziałam żadnej z części Narnii, ale teraz wiem, jak wiele straciłam! Filmy zdecydowanie są warte obejrzenia, niesamowicie ciekawe i przykuwające uwagę, nie tylko barwną fabułą i postaciami, ale również wspaniałym obrazem i dźwiękiem. Z wszystkich części najbardziej polubiłam Książę Kaspian. Jeśli też jeszcze nie widzieliście - koniecznie nadróbcie!
Jeszcze warto dodać, że do filmów przyciągnęła mnie także aktorka grająca postać Zuzanny, która grała również w serialu Reign jako Lola (Anna Popplewell). Lubię oglądać filmy z aktorami, których znam.
Jane Eyre
2011
Obejrzałam ten film z braku ochoty na coś typowo romansowego, ale też na coś bez żadnego wątku romantycznego. Jest to ekranizacja powieści Charlotte Brontë, pomyślałam więc, że będzie to dobry wstęp do lektury. I w tym się nie pomyliłam. Myślę, że trzeba uzupełnić film czytając książkę, ponieważ sam w sobie nie dostarcza nam zbyt wielu informacji, oprócz tych najważniejszych. Z początku tak do końca nie wiedziałam, o co chodzi. Utrzymany w dosyć mrocznym klimacie, bardzo skojarzył mi się z północną Anglią. Niby nie horror, a jednak raz się tak wystraszyłam, że prawie wybiłam sobie ząb kubkiem z herbatą... Myślę, że jest to dosyć fajny film na jesienny wieczór. Trzeba go jednak trochę przemyśleć, nie jest to lekka historia.
High Strung
2016
Obejrzałam go dosłownie wczoraj. Znalazłam po prostu na YT jakąś piosenkę ze zwiastunem i mi się spodobał, więc od razu kliknęłam pełną wersję. Film z tego roku, w Polsce się nie pojawił, nie było też napisów, więc trzeba dosyć dobrze znać angielski. Na szczęście nie jest bardzo trudny w zrozumieniu (ja sama rozumiałam 70-80% słów, a reszty domyślałam się z kontekstu), a nawet jeśli nie znacie dobrze angielskiego, bardzo łatwo domyślić się, o co biega. Opowiada on historię baletnicy, rozpoczynającej naukę w prestiżowej nowojorskiej szkole oraz biednego brytyjskiego skrzypka, który szuka sposobu na otrzymanie wizy. Decydują się na wspólny występ w konkursie, a w czasie przygotowań zbliżają się do siebie. Taka dosyć banalna historia, nie trudno przewidzieć zakończenie. Ale bardzo miło się ogląda, a przede wszystkim słucha. Połączenia tańca klasycznego, hip-hopu i skrzypiec jeszcze w filmie nie widziałam. Jednak jeśli miałabym wybrać film taneczny, Step Up jest lepszy. Tutaj jakoś... Wszystko za szybko się dzieje, a samego tańca jest w sumie niewiele. Niewiele też się dzieje.