Rok 2015 minął bezpowrotnie. Zostały po nim tylko wspomnienia, zapisane kartki, zrobione zdjęcia. Nie jest mi żal. Nigdy nie jest mi żal, kiedy mija kolejny rok. Bo dobrze wiem, że nie cofnę czasu. Nie wrócę do beztroskich dni, kiedy najpoważniejszym problemem było brak książki do czytania. Nowy rok to czas zmian, postanowień, motywacji, planów, osiągnięć, sięgania po więcej, spełniania marzeń. A jego początek to czas podsumowań.
Po co podsumowujemy rok, którego nie naprawimy w żaden sposób? Żeby naprawić nowy rok jeszcze zanim się zepsuje. Żeby zobaczyć, co było nie tak i to zmienić. Żeby jeszcze raz przypomnieć sobie dobre i złe momenty. Żeby nie zapomnieć. Dlatego też i ja dzisiaj przychodzę do Was z pewnie dosyć sentymentalnym podsumowaniem. Więcej słów niż liczb - inaczej niż przy podsumowaniu miesiąca. W końcu 2015, jakikolwiek by nie był, zasługuje na trochę więcej.
Jaki był 2015?
Kiedy myślę o minionym roku, do głowy przychodzi mi jedno, bardzo smutne i bardzo ważne wydarzenie, które sprawiło, że mój świat zadrżał w posadach. Straciłam coś, co myślałam, że będzie ze mną na zawsze. Coś, co zawsze wyobrażałam sobie w swojej przyszłości. Fakt, że wydarzyło się to na początku roku sprawił, że wszystkie inne wydarzenia w roku nosiły w sobie ślad tego. Długo nie mogłam się pozbierać. Prawdę powiedziawszy, nadal jestem w rozsypce, ale podnoszę się. Dzięki ludziom, którzy mnie otaczają. Dzięki blogowi. To wydarzenie nauczyło mnie, że nic nie jest "na pewno". Dlatego trzeba cieszyć się tym, co się ma, ale stąpać ostrożnie, kiedy coś jest nie tak.
.
To był zdecydowanie rok smutnych wydarzeń. Skończyłam gimnazjum, co wiąże się z mnóstwem pożegnań. Dobrą stroną jest niezapomniany komers, który może przebić tylko studniówka za dwa lata. Rozpoczęłam nowe życie w nowej szkole jako licealistka, choć nie do końca czuję się tak "dojrzała". Nie mogę uwierzyć, że za rok kończę 18 lat.
.
Nowa szkoła = nowe znajomości. Nikogo jeszcze nie mogę nazwać prawdziwym przyjacielem, chociaż bardzo bym tego chciała. Ale, jak pisałam wcześniej, życie uczy ostrożności. Nie mniej jednak, mam wspaniałą klasę, której nie zamieniłabym na żadną inną. No, nie tylko klasę. W końcu moje znajomości nie kończą się na tych 24 osobach, z którymi spędzam 7-8 godzin dziennie.
I w tym miejscu chcę Wam podziękować, bo wiem, że to czytacie. Znam Was bardzo krótko, ale wiem, że będziemy się wspierać, śmiać się i płakać razem. Przez kolejne 2 lata, a może i jeszcze dłużej.
.
Z tych lepszych rzeczy, które się wydarzyły - rok 2015 był rokiem wielu pomysłów. Wystarczy zerknąć do mojego notesu (w którym ląduje to, co wpadnie mi do głowy). Teraz te pomysły czekają na realizację, a ja mam nadzieję, że 2016 będzie dla nich przychylny. No i "odkryłam" YouTube, a raczej jego vlogową stronę. Zaczęłam nałogowo oglądać wiele kanałów i wciąż szukam nowych. Poszukuję tam inspiracji, ciekawych informacji, a także zwykłego życia ludzi, takich jak ja.
.
W 2014 roku dużo chodziłam do kina, dużo podróżowałam, ogólnie jak na mnie często nie było mnie w domu. 2015 to zmienił - tylko jeden dłuższy wyjazd, zero kina, wychodzenia gdziekolwiek. I dobrze. Musiałam odpocząć, ponieważ 2016 znów zapowiada się ciekawie. Czasem warto sobie zrobić przerwę od rozrywek. Posiedzieć trochę w domu, z rodziną. Porządnie się wynudzić i w końcu stwierdzić "trzeba coś zrobić". Takie momenty też się przydają.
.
Niestety, pogorszył się znacznie stan mojego czytelnictwa, zniknęłam też trochę z blogosfery, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Za każdym razem, kiedy mówiłam "więcej postów", jak na złość było ich mniej. To wszystko jest konsekwencją owego punktu w moim życiu. Z drugiej jednak strony, narodziło się w mojej głowie dużo pomysłów i myśli, które mam zamiar zrealizować. Jedną z nich jest mały "post" do połowy stycznia. Recenzje - tylko do szuflady. Więcej czytać innych niż pisać.
A JAKI BYŁ WASZ 2015?
No i pewnie zauważyliście, że w końcu przerzuciłam się na Disqusa... Mam nadzieję, że zarówno Wam, jak i mnie będzie wygodniej :)