Celaena jest pogrążona w smutku i chęci zemsty. Śmierć przyjaciółki mocno się na niej odcisnęła. Dziewczyna została wysłana do Wendlynn przez Chaola, który stara się ją chronić nie tylko przed królem, ale i przed nią samą. Bowiem kapitan poznał największy sekret Królewskiej Obrończyni.... jej prawdziwą tożsamość. Celaena nie ma zamiaru jednak wykonywać nigdy więcej swoich obowiązków narzuconych jej przez króla Adarlanu. Pragnie dostać się do Doranelle i dowiedzieć się więcej o tajemniczych Kluczach Wyrda, które pomogły królowi zamrozić magię i dają mu wielką moc. Jednakże na jej drodze stoi Rowan - nieubłagany Fae, który zrobi wszystko, aby obudzić drzemiącą w niej moc. Możliwe spojlery!
Nie wiem, czy macie pojęcie, jak bardzo czekałam na tą książkę.... Ponad rok i wreszcie się doczekałam. A potem nie mogłam się doczekać, kiedy zacznę czytać. Wiązałam z nią wielkie nadzieje, mimo jej sporych rozmiarów. Poprzednie części przecież tak szybko przeczytałam. Jednak kiedy zaczęłam czytać.... Wszystko się zmieniło. "Dziedzictwo Ognia" wciąga zdecydowanie mniej niż "Szklany Tron" czy "Korona w Mroku". W tym aspekcie mnie rozczarowała. Nie potrafiłam jakoś się w niej zanurzyć... Odniosłam wrażenie, że dzieje się mniej, akcja nie jest tak wartka. A co za tym idzie - czytanie jej zajęło mi znacznie dłużej, niż się spodziewałam...
Najsilniejszą zaletą całego cyklu jest oczywiście główna bohaterka. Uwielbiam Celaenę - jest silną, młodą kobietą z mroczną przeszłością i determinacją, która w tej akurat części zmienia się chyba najbardziej. Najpierw byliśmy świadkami, jak jej zimne serce topnieje, dziewczyna się zakochuje. Teraz Celaena zmienia się w Aelin - przyszłą królową, która ma zamiar rozjaśnić swym światłem cały świat. Dziewczyna przechodzi niełatwą drogę. Wielokrotnie upokarzana przez Rowana, zmuszana do walki ze swoją mocą, pogrążona w smutku i rozpaczy po zmarłych bliskich, czuje że nie podołała swoim zadaniom. Nie dotrzymała słowa, w związku z czym czuje się bezużyteczna, beznadziejna. W miarę treningu i poznawania się nawzajem z Rowanem jednak zupełnie zmienia swoje podejście. A dokładnie dzieje się to w jednej scenie, która stała się moją ulubioną. Jest po prostu piękna, magiczna, czarująca. Jedna z najpiękniejszych scen, jakie kiedykolwiek dane mi było czytać. W jednym momencie Celaena znika i pojawia się Aelin - silna, gotowa do walki, a nawet oddania życia za swoje królestwo. Jest to niesamowicie inspirujące i budujące. Pokazuje nam, że nawet jeśli trudno się jest nam po czymś podnieść, w końcu musimy spróbować i jeśli tylko mamy wystarczająco dużo siły i determinacji, uda nam się.
Nie ukrywam, że bardzo zadowalająca dla mnie była relacja Rowan - Celaena. Nie jestem jeszcze do końca przekonana, czy jestem fanką Chaoleny. Na pewno uwielbiam Rowlin. Mimo, że nie jest to nic więcej, są dokładnie tym rodzajem pary, który uwielbiam: na początku sobie dogryzali na każdym kroku, a potem zostali najlepszymi przyjaciółmi, swoimi towarzyszami, bratnimi duszami. Coś wspaniałego dla mojego serca. Niezmiernie miło mi się to czytało i nie powstrzymywałam wybuchów śmiechu. Których niestety było trochę za mało....
Nie mamy oczywiście do czynienia tylko z Zabójczynią i jej przygodami. W międzyczasie mamy wgląd do tego, co dzieje się w Adarlanie dzięki Dorianowi i Chaolowi. A tam dzieje się wcale nie mniej! Kolejna miłostka Doriana, która nie może się dobrze zakończyć, tęsknota Chaola, spiskowanie byłego dworu Terrasenu i buntowników, intrygi, które wychodzą na jaw, drastyczne sceny i wiele, wiele innych. Jednym słowem - autorka nie pozwala nam się nudzić.
W "Dziedzictwie Ognia" Maas kontynuuje swój bardzo oryginalny pomysł w nie mniej oryginalny sposób. Dowiadujemy się coraz więcej z przeszłości Celaeny. Nawet kiedy myślimy, że wiemy już o niej wszystko, okazuje się to nieprawdą, bo wychodzą na światło dzienne nowe sekrety skrywane przez dziewczynę. Zauważyłam jednak u Sarah J. Maas pewne zapożyczenia z innych powieści, które trochę mnie rozpraszają... Na przykład taki Murtagh. Kojarzycie skądś to imię?
No i na koniec jedno niedopatrzenie (a może tak miało być?), które nie daje mi spokoju. Skoro magia zniknęła, to jakim sposobem król i Dorian nadal potrafią czarować? Jestem bardzo ciekawa, czy autorka wyjaśni to w kolejnej części, czy może pozostawi bez słowa.... Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się ze światem "Szklanego Tronu" - koniecznie to nadróbcie. Maas pisze wspaniale. Nie mogę się już doczekać kolejnej części!
Najsilniejszą zaletą całego cyklu jest oczywiście główna bohaterka. Uwielbiam Celaenę - jest silną, młodą kobietą z mroczną przeszłością i determinacją, która w tej akurat części zmienia się chyba najbardziej. Najpierw byliśmy świadkami, jak jej zimne serce topnieje, dziewczyna się zakochuje. Teraz Celaena zmienia się w Aelin - przyszłą królową, która ma zamiar rozjaśnić swym światłem cały świat. Dziewczyna przechodzi niełatwą drogę. Wielokrotnie upokarzana przez Rowana, zmuszana do walki ze swoją mocą, pogrążona w smutku i rozpaczy po zmarłych bliskich, czuje że nie podołała swoim zadaniom. Nie dotrzymała słowa, w związku z czym czuje się bezużyteczna, beznadziejna. W miarę treningu i poznawania się nawzajem z Rowanem jednak zupełnie zmienia swoje podejście. A dokładnie dzieje się to w jednej scenie, która stała się moją ulubioną. Jest po prostu piękna, magiczna, czarująca. Jedna z najpiękniejszych scen, jakie kiedykolwiek dane mi było czytać. W jednym momencie Celaena znika i pojawia się Aelin - silna, gotowa do walki, a nawet oddania życia za swoje królestwo. Jest to niesamowicie inspirujące i budujące. Pokazuje nam, że nawet jeśli trudno się jest nam po czymś podnieść, w końcu musimy spróbować i jeśli tylko mamy wystarczająco dużo siły i determinacji, uda nam się.
Nie ukrywam, że bardzo zadowalająca dla mnie była relacja Rowan - Celaena. Nie jestem jeszcze do końca przekonana, czy jestem fanką Chaoleny. Na pewno uwielbiam Rowlin. Mimo, że nie jest to nic więcej, są dokładnie tym rodzajem pary, który uwielbiam: na początku sobie dogryzali na każdym kroku, a potem zostali najlepszymi przyjaciółmi, swoimi towarzyszami, bratnimi duszami. Coś wspaniałego dla mojego serca. Niezmiernie miło mi się to czytało i nie powstrzymywałam wybuchów śmiechu. Których niestety było trochę za mało....
Nie mamy oczywiście do czynienia tylko z Zabójczynią i jej przygodami. W międzyczasie mamy wgląd do tego, co dzieje się w Adarlanie dzięki Dorianowi i Chaolowi. A tam dzieje się wcale nie mniej! Kolejna miłostka Doriana, która nie może się dobrze zakończyć, tęsknota Chaola, spiskowanie byłego dworu Terrasenu i buntowników, intrygi, które wychodzą na jaw, drastyczne sceny i wiele, wiele innych. Jednym słowem - autorka nie pozwala nam się nudzić.
W "Dziedzictwie Ognia" Maas kontynuuje swój bardzo oryginalny pomysł w nie mniej oryginalny sposób. Dowiadujemy się coraz więcej z przeszłości Celaeny. Nawet kiedy myślimy, że wiemy już o niej wszystko, okazuje się to nieprawdą, bo wychodzą na światło dzienne nowe sekrety skrywane przez dziewczynę. Zauważyłam jednak u Sarah J. Maas pewne zapożyczenia z innych powieści, które trochę mnie rozpraszają... Na przykład taki Murtagh. Kojarzycie skądś to imię?
No i na koniec jedno niedopatrzenie (a może tak miało być?), które nie daje mi spokoju. Skoro magia zniknęła, to jakim sposobem król i Dorian nadal potrafią czarować? Jestem bardzo ciekawa, czy autorka wyjaśni to w kolejnej części, czy może pozostawi bez słowa.... Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się ze światem "Szklanego Tronu" - koniecznie to nadróbcie. Maas pisze wspaniale. Nie mogę się już doczekać kolejnej części!
Moja ocena: 9/10
Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Tytuł oryg.: Heir of Fire
Seria/cykl: Szklany Tron #3
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Uroboros
Gatunek: fantasy, powieść młodzieżowa
Cena detaliczna: 39,99 zł
Kupisz: taniaksiążka.pl
Data Wydania: 23 września 2015