Film oparty jest na bestsellerowej powieści Lois Lowry z 1993 roku o tym samym tytule. Opowiada historię chłopca o imieniu Jonas, który żyje w fikcyjnym świecie bez wad. Społeczeństwo jest szczęśliwe, a pojęcia wojny, bólu, wyboru, smutku i innych uczuć nie są mu znane. Każdy ma przypisaną rolę i żyje według ściśle określonych zadań. W wieku 12 lat Jonas otrzymuje swoją rolę - ma zostać "Odbiorcą wspomnień".
Rozpoczyna szkolenie pod okiem byłego "Odbiorcy", starszegoo człowieka, który będzie przekazywał chłopcu swoją wiedzę (tytułowy "Giver"). Tym sposobem Jonas doznaje nowych uczuć i wkracza w prawdziwy świat, gdzie nie wszystko jest tak wspaniałe. Zdaje sobie sprawę, że społeczność, w której żyje to jedno wielkie oszustwo i w obliczu tej prawdy musi podjąć decyzje, które zmienią jego los na zawsze.
O filmie dowiedziałam się w nieco nietypowy sposób. Wiecie, że One Republic stworzyło do niego piosenkę? Słuchałam sobie jej, a w tle leciały sceny z filmu. Pomyślałam "Kurcze, zajebisty film, trzeba zobaczyć". I w ten sposób rozpoczęłam moje oczekiwanie na premierę "Dawcy Pamięci". A premiera była wczoraj, oczywiście na niej byłam.
Jakie są moje wrażenia? Dosyć sprzeczne. Z jednej strony film bardzo mi się podobał, z drugiej dostrzegłam jego braki. Historia jest trochę zagmatwana i całość mogła trwać trochę dłużej, aby wszystko można było spokojnie wyjaśnić. Chociaż tak naprawdę może jest to film z rodzaju tych, do których zrozumienia jest potrzebna znajomość książki? Być może. Niestety, w moim Empiku nie było akurat "Dawcy" i nie mogłam go sobie kupić, żeby porównać.
Bardzo podobały mi się efekty. Niektóre sceny były czarno-białe, inne - te, które widział Jonasz - kolorowe, co doskonale oddzielało głównego bohatera od innych. Pomysł na fabułę moim zdaniem był genialny. Myślę, że taka wizja przyszłości jest najbardziej prawdopodobna ze wszystkich, które do tej pory poznałam. Bo czego ludzie nie chcą tak bardzo jak pozbycia się różnic, złych emocji i wszystkich problemów? Tutaj należą się ukłony autorce za wspaniały pomysł.
O grze aktorskiej nie ma co mówić, Meryl Streep doskonale poradziła sobie z nowym wyzwaniem, jakim było zagranie w filmie s-f, a twórcy dali również szansę młodym aktorom, aby się wykazali. Nie wiem, czy słyszeliście o Brentonie Thwaites, który w ostatnim czasie zagrał m.in. w "Czarownicy". Mówi się, że jest nowym ciachem Hollywood, z czym mogę się zgodzić...
Poruszyły mnie sceny z małym Gabrielem. Jonasz wspaniale się nim opiekował, rozśmieszał nie tylko chłopca, ale i nas, widzów, swoimi minami i żartami. Wszyscy bohaterowie i ich odtwórcy zasługują na duży plus, bo byli barwni i wspaniale odegrani.
Podsumowując, nie jest tak źle, jak myślałam zaraz po seansie, kiedy to oddałam się rozmyślaniom o filmie. Produkcja jest bardzo dobra, podobała mi się naprawdę bardzo i myślę, że z wielką chęcią sięgnę po książkę, bo film wzmógł na nią moją ochotę. Polecam Wam ten film w kinie, czy nie, obejrzycie go!
Tytuł oryg.: The Giver
Reżyseria: Phillip Noyce
Scenariusz: Michael Mitnick, Robert B. Weide
Premiera: 22 sierpnia 2014 (Polska) 11 sierpnia 2014 (świat)
Produkcja: USA
Gatunek: dramat, science fiction
Czas: 94 min
Wersja językowa: napisy PL
Wszystkie grafiki pochodzą z wyszukiwarki Google, oprócz plakatu, który pochodzi ze strony Filmweb. Opis pochodzi z filweb.pl
Powyższy tekst nie jest recenzją, jest jedynie opinią polecającą i własnymi przemyśleniami na temat filmu.