Tytuł oryg.: The Hobbit: The Desolation of Smaug
Scenariusz: Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens
Reżyseria: Peter Jackson
Premiera: 25 grudnia 2013 (Polska) 2 grudnia 2013 (świat)
Produkcja: Nowa Zelandia, USA
Gatunek: fantasy
Czas: 162 min
Wersja językowa: napisy PL
Mimo, że w lekturze dobrnęłam do mniej więcej połowy, nie mogłam odmówić sobie filmu. Chciałam przekonać się, co takiego jest w twórczości Tolkiena, że powstał film, no i jakie zrobi na mnie wrażenie. I powiem Wam, że wrażenie jest ogromne. Co tam, że nie widziałam pierwszej części. Druga może nawet jest lepsza.
Peter Jackson doskonale zrównoważył sceny walki i chwile, kiedy można było odetchnąć. Choć dużo ich nie było. Film wypełniony jest efektami specjalnymi, charakteryzacja budzi podziw, a pomysłowość na ukazanie własnej wizji twórczości Tolkiena jest niesamowita.
Mało jest filmów fantasy, które są warte swojej nazwy. W wielu postacie są wręcz szkaradne, nie mówiąc już o ekranizacjach, w których występują smoki. Może i każdy ma swoją wizję tych wspaniałych stworzeń, ale żeby takie brzydkie... Smaug jest wręcz wspaniały. Nie licząc tego, że miał cztery kończyny (smoki na
Tauriela i Legolas na tropie goblinów |
ogół powinny mieć sześć - dwie pary nóg i skrzydła) wzbudził we mnie podziw. Dzięki Benedictowi Cumberbatch zyskał głęboki, mroczny głos, co sprawiło, że można było się go bać...
Jeżeli chodzi o samą fabułę, to nie pozwoli Wam się nudzić. Ciągle coś się dzieje, gdzieś się biją. W pewnym momencie akcja zostaje rozdzielona na trzy grupy osób: krasnoludy (główna), elfy i Gandalf. To sprawia, że kiedy u jednych nic się nie dzieje, możemy przeżyć wielkie emocje patrząc m.in. na zmagania Gandalfa z siłami mroku. Możecie sobie wyobrazić moje (i mojej przyjaciółki) zdziwienie, kiedy zobaczyłam w zwiastunie Legolasa! Nawet jeśli nie doczytałam do końca, wiedziałam, że elf nie mógł się tam pojawić. Ale przynajmniej wyszło na jaw kim jest...
Nie będę tutaj wymieniać wszystkich nazwisk, bo niektóre są oczywiste. W roli Legolasa zobaczymy oczywiście Orlando Blum'a, którego zaszczyt miałam również oglądać w "Piratach z Karaibów", znamy go też z "Troja", "Helikopter w ogniu", a także z "Władcy Pierścieni" (oczywiste). Jako jego miłość (tak!) Taurielę, zobaczymy Evangeline Lilly, niektórym znaną z serialu "Zagubieni". W rolę Gandalfa wcielił się po raz kolejny Ian McKellen, znany jako narrator z "Gwiezdnego Pyłu", a również z "X-Men'a".
Film świetny. Wielkie brawa oczywiście za muzykę dla Howarda Shore, ponieważ wyraźnie słychać nawiązanie do "Władcy Pierścieni" (niektóre momenty są podobne) i doskonale można się wczuć i odprężyć przy słuchaniu soundtracka. Polecam go nie tylko fanom Tolkiena, ale również miłośnikom dobrego fantasy i pełnego emocji i przygód kina. Nie mogę się doczekać trzeciej części "Tam i z powrotem", bo Jackson w taki sposób zakończył "Pustkowie Smauga", że wręcz do tego zmusił.
Moja ocena: 6/6
Zwiastun:
Cudowna piosenka w wykonaniu Eda Sheerana: