Tytuł oryg.: Paper Towns
Seria/cykl: -
Tłumaczenie: Renata Biniek
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 400
Gatunek: beletrystyka
Gdzie jest Margo Roth Spiegelman? Dlaczego zostawiła Q wskazówki? Czy uda się ją odnaleźć zanim będzie za późno?
Do twórczości Greena ciągnęło mnie od jakiegoś czasu i oto nadarza się okazja, aby poznać jego styl. Jego bohaterów poznajemy jako dzieci, kiedy dane nam zostaje poznać historię pewnego samobójstwa. Jest to nie tyle historia, co po prostu odkrycie ciała mężczyzny pod drzewem. Dziewięć lat później, Q jest w ostatniej klasie liceum, jesienią pójdzie na studia. Od lat wzdychał do swojej sąsiadki, kiedy więc dziewczyna go o coś prosi - nie odmawia. Gdy Margo znika, Quentin odkrywa jej prawdziwe Ja, którego nigdy sobie nie wyobrażał. Margo jest inna niż się wydaje.
Polubiłam Q i jego przyjaciół za ich za ich humor. Praktycznie na każdej stronie są jakieś żarty i wygłupy. Można bez problemu parsknąć śmiechem. To właśnie sprawiło, że obdarzyłam bohaterów sympatią. Z wielką chęcią zagłębiałam się w kolejne poczynania Quentina, narzekania Radara i głupstwa Bena. Zrobiło mi się żal Q. Biedny, zakochany chłopak, myśli że dostaje szansę od losu i jego życie się zmieni, a tu nagle jego obiekt westchnień znika. Ale dzięki temu stał się innym człowiekiem, zrozumiał, jak bardzo się mylił. I to jest wspaniałe.
Styl autora jest łatwy w przyswojeniu, przyjemny. Język powieści jest prosty, choć zawiera mnóstwo filozoficznych przesłanek i właśnie odnajdywanie natury drugiego człowieka. Dowiadujemy się, jak bardzo się mylimy wyobrażając sobie różnych ludzi. Nie powiem, że w książce nie ma podtekstów, bo są jak zresztą w każdej powieści o osiemnastolatkach. (Dobra przesadzam, nie w każdej, ale w większości.) Są jednak one zawsze obracane w żart, dlatego łatwiej nam je znosić. Choć mnie nie przeszkadzały, zdążyłam się już przyzwyczaić chodząc do mojej szkoły.
Tylko dwie rzeczy nie pasowały mi w "Papierowych miastach". Po pierwsze: Margo i całe to filozofowanie na temat prawdziwej natury człowieka. Dziewczyna wyraźnie ma problemy ze zrozumieniem siebie i otaczających ją ludzi. Nie potrafi sobie poradzić z rodzicami, dlatego ucieka i postanawia nie wrócić. Nie zdaje sobie sprawy, że krzywdzi kochające ją osoby. Pasowałoby mi tu więc inne zakończenie, jakiś inny happy end, bo ten który zaserwował nam Green strasznie rani moje uczucia. Po drugie: zmiany czasu narracji. Na początku czytamy w czasie przeszłym, wspomnienia Quentina, co bardzo mi odpowiada, potem mamy nagły przeskok do czasu teraźniejszego, znowu powrót do wspomnień, a zakończenie pisane jest w teraźniejszości. Ma się więc wrażenie, że Green chwilami się zapomina.
"Papierowe miasta" to powieść zupełnie inna. Napis na okładce mówi "Niezwykle poruszająca" i trudno się z tym nie zgodzić. Wywołuje mieszane uczucia, z jednej strony człowiek chce lepiej zrozumieć ludzi, z drugiej nie widzi w tym sensu. Nie spotkałam się jeszcze z tego typu historią, a i same papierowe miasta to bardzo ciekawy temat. John Green przypadł mi do gustu i nie mogę się doczekać kolejnej jego powieści.
Cena detaliczna: 39,90 zł
Moja ocena: 9/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Książkowe podróże (w większości Orlando, jednak potem podróż przez różne stany, aż do nieistniejącego w rzeczywistości miasteczka Agloe, które jest papierowym miastem) Book Lovers,
Facebook | Lubimy czytać | lawendacorine@gmail.com
_________________________________________________________________________________
Aktualnie czytam: Szklany tron Sarah J. Maas