Tytuł oryg.: Sześć córek
Seria/cykl: Leniwa Niedziela
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 372
Gatunek: powieść obyczajowa
Wzruszająca i zabawna powieść obyczajowa o szóstce kobiet, powiązanych rodzinną tajemnicą. Grażyna, lat 60 lat, zmaga się z duchami PRL-u. Milena, lat 19, nie umie żyć bez fejsa. Są jeszcze: Alicja, niepokorna poetka Solidarności, Elżbieta emigrantka, Martyna z korporacji, Agnieszka, walcząca z mężem tyranem. Sześć sióstr, które się nie znają. Każda żyje w innej Polsce. Co je łączy? Tęsknota za miłością, zagadka testamentu ojca, niezgoda na świat, w jakim żyją. Wspomnienia. Godzina milicyjna w stanie wojennym, lalka Barbie za szybą Pewexu, „Barka” śpiewana przez pokolenie JP2, kłótnie pod krzyżem smoleńskim. Kim byłyby dziś, gdyby nie wydarzenia z przeszłości, gdyby nie brak ojca? A może dopiero teraz nadchodzi ich czas? (opis wydawcy)
Do książki przyciągnęła mnie okładka. Kilka listów związanych wstążką, intrygujący tytuł i bardzo ładne kolory. Graficy nie próżnowali. Kiedy przeczytałam opis stwierdziłam "muszę ją przeczytać". Zaciekawiła mnie właśnie pomysłem na fabułę i tym pięknym wydaniem. W końcu udało mi się usiąść spokojnie i poleniuchować z jedną z książek z serii "Leniwa Niedziela" wydawnictwa Świat Książki.
"Sześć córek" to opowieść o sześciu siostrach, których łączą dwie rzeczy: brak ojca i pragnienie miłości. Niektóre w ogóle nie wiedzą o istnieniu sióstr, inne mają o tym niewielkie pojęcie. Kiedy więc do każdej przychodzi list i telefon o śmierci ojca, niewiele z nich jest przykro. Prawda jest taka, że ojca prawie nie znały, uważają go za tchórza i kobieciarza. Jednakże na pogrzeb przychodzą wszystkie.
Każdą z sióstr poznajemy osobno dzięki krótkim opowiadaniom, które rozpoczynają się listem ojca. Przyznam, że z początku nie umiałam czerpać przyjemności z lektury. Autorka zaczyna od najstarszej siostry, a kończy na najmłodszej. Dlatego też pierwsze historie były mi zupełnie obce, w końcu jestem młodym pokoleniem, które nigdy nie zaznało stania w kolejkach po zwykłe masło czy papier toaletowy. Nie mniej ciekawie było poznać ubiegłe stulecie oczami nastolatki. Cała przyjemność dla mnie rozpoczęła się od Martyny, której historia bardzo mnie zaciekawiła. Z chęcią czytałam również smutne losy Agnieszki, a w końcu też wynurzenia i problemy młodziutkiej Mileny.
Małgorzata Szyszko-Kondej miała świetny pomysł na fabułę. Sześć sióstr, które się nie znają nagle się o sobie dowiadują i jeszcze muszą dzielić między siebie majątek zmarłego ojca. Mało tego - nie dostaną ani grosza jeśli nie wypełnią zadań wymyślonych przez Wiktora! Nie spotkałam jeszcze takiej książki i była to dla mnie nowość. Zabrakło mi tu jednak jakiejś ciekawej tajemnicy rodzinnej, pamiątek, czegoś, w sumie sama nie wiem czego. Dłuższej historii spotkania sióstr. Autorka podarowała nam zaledwie kilka stron tego ważnego przecież wydarzenia. Sądzę, że jest to kluczowy moment tej powieści, spotkanie sióstr, a autorka potraktowała go trochę ulgowo. Żałuję również, że nie opisała wypełniania przez nie zadań. Trochę się tego spodziewałam.
Styl autorki jest lekki, nieco humorystyczny, ale brakowało mi trochę żartów, sarkazmów i "sucharów", do których się przyzwyczaiłam. Pani Małgorzata bardzo dobrze pisze, nie zanudza nas długimi opisami, dużo jest dialogów. W swojej książce pokazała sześć różnych pokoleń, sześć różnych zachowań i charakterów, sześć różnych światów. Od stanu wojennego po czasy Facebooka.
Jednym z moich największych problemów podczas czytania tej książki było to, że kiedy tylko historia którejś z sióstr mnie zaciekawiała, ta się kończyła w najciekawszym momencie. Kto teraz powie mi, czy Martyna będzie z Krzyśkiem? Czy Agnieszka uwolniła się od męża? Czy Milena spotkała swego Jonasza, poszła na studia, jest szczęśliwa? Czy siostry sprzedały willę ojca czy zdecydowały się organizować tam co roku zjazdy rodzinne? Tyle niewiadomych, tyle pytań, a nie ma kogo zapytać. Może autorka będzie taka miła i zdradzi mi odpowiedzi? Spróbować warto.
"Sześć córek" może mnie nie wzruszyła, nie rozbawiła do łez, ale miała w sobie coś, co sprawia, że ją zapamiętam. Nie jest to arcydzieło gatunkowe, jednak na leniwą niedzielę, czy leniwe wakacje książka idealna. Małgorzata Szyszko-Kondej myślę, że chciała tą książką połączyć odległe pokolenia, które przecież żyją razem w nowej Polsce, młodym pokazać jak żyło się kiedyś, a starszym przybliżyć świat Facebooka. I myślę, że się jej udało.
Cena detaliczna: ok. 30,00 zł
Moja ocena: 7/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Książkowe podróże (Polska)
Za możliwość zapoznania się z historią "Sześciu córek" dziękuję: