2015/08/08

#55 Where the hell is Derek Hale?

3,5 sezonu to chyba odpowiedni czas, aby podzielić się z Wami moimi wrażeniami, co? Niektórzy domyślą się pewnie po tytule, o co chodzi. Być może znajdą się również osoby, które wyczytają z niego moje zafascynowanie pewną postacią z owego serialu. Mowa tu oczywiście o "Teen Wolf" (znowu angielska nazwa! nie lubię tej polskiej jakoś....). Jeżeli więc jesteście ciekawi, jakie są moje wrażenia z niespełna trzech sezonów tego "hitu nastolatków" zapraszam dalej.


O czym to znowu było? Aha. 16-letni Scott McCall i jego przyjaciel Stiles (nie, to nie jest imię, nie wymówilibyście go, nawet Stiles nie potrafi...) są przeciętnymi szaraczkami w szkole. Żadne z nich gwiazdy sportu, a Stiles od lat ugania się za pewną dziewczyną, z którą nie ma szans być. Sprawy zmieniają się, kiedy Scott niespodziewanie zmienia się w krwiożerczego wilkołaka... No dobra, nie jest krwiożerczy. Ale nie potrafi kontrolować przemiany. No i oczywiście jest jeszcze Derek (<3), który z początku wydaje się być tym złym. Ci, którzy oglądali dalej niż "Pilot" sięga wiedzą, że jest to jedynie napakowany twardziel ze złamanym serduszkiem (let me heal it!), który potrafi nie tylko pakować stado w kłopoty, ale też często im pomaga. No i nie pomijajmy jego żądzy zostania alfą... chwila, nie to jest cecha Petera, demonicznego wujka Dereka, który jest dosyć zabawny. 
Żeby było ciekawie, są również łowcy. W tej roli rodzina Argentów, w tym również Allyson, ukochana Scotta. Przereklamowany scenariusz? Poczekajcie aż będzie chciała go zabić. A potem on będzie chciał zabić Isaaca. Wszyscy chcą się pozabijać, ale każdy każdego kocha. A najbardziej to kochają się Derek i Stiles. Jak Shrek i Osioł, albo Sid i Diego. Tylko bez shipowania! Całym sercem jestem za Stydią i Deres (Ines + Derek <3).

Wiem, wiem. Jakieś dwa tygodnie temu brat walnął mnie w głowę. To pewnie dlatego zaczynam świrować. Ale czyż on nie jest wspaniały?! Na dowód macie kilka fotek: ta, ta, no i ta. No i te niebieskie oczka... Ale żeby je zobaczyć, musicie poczekać do trzeciego sezonu. Oczy alfy wszystko zasłaniają.... Nie mam zielonego pojęcia, czy istnieją na świecie ludzie, którzy uwielbiają Scotta. Może tak. Wiem, że Stiles jest ulubieńcem wielu. Wiem też dlaczego. Wiele osób lubi również Isaaca, choć z nim jest podobnie jak ze Scottem. Isaac jest fajny..... Ale nikt nie pobije Dereka. Nikt na świecie. 

Miałam fazę na Basha z Reign (dosyć krótkotrwałą, bo to dupek), Hooka z Once Upon A Time (chociaż bardzo nie było na co, bo pojawia się on dosyć rzadko...), dalej mam nadzieję na cudowny powrót Grahama z tego samego serialu (wcale nie dlatego, że to również Christian... *mina niewiniątka*), nawet na Harveya z Suits (dopóki nie stwierdziłam, że pasują do siebie ze Scotty i muszą być razem, chociaż Donna też byłaby super jako pani Specter), ale nigdy nie uwielbiałam nikogo tak bardzo (nawet w/w Christiana, chociaż to jest kwestia sporna, bo nigdy nie widziałam Jamiego podnoszącego się na belce bez koszulki...) jak Dereka Hale. Nie macie pojęcia, jak ciężko ze mną wytrzymać, kiedy oglądam kolejny odcinek. Wszędzie krzyk, płacz, krew.... (no dobra, bez dwóch ostatnich). Kiedy nie ma go prawie cały odcinek (jak np. w 3x13) umieram... A potem na niego krzyczę, gdzie się podziewał, co znowu zrobił i dlaczego jest takim debilem. A następnie przychodzi pora na głaskanie ekranu.... (chociaż zabawniejsze jest wtykanie ludziom na ekranie długopisu w nos albo oko....)
Ale przejdźmy do całokształtu, a nie samego Dereka. Bo chociaż jest on bardzo ważny, o czym świadczą telefony od Scotta (wszyscy myślą, że umarł, a ten nawet nie raczy zadzwonić, tylko "kotłuje się w pościeli" z nauczycielką...), to nie najważniejszy. 

No więc od początku. Kiedy oglądałam pierwsze odcinki byłam naprawdę sceptycznie nastawiona. Przewidywalność była na niebezpiecznym poziomie. Oklepana fabuła, brzydka fryzura O'Briena (do wojska go wysłali, czy co?), głupie zachowania Scotta i ta charakteryzacja na wilkołaki.... Bardzo mi się nie podobał ten stan "przejściowy" pomiędzy wilkiem i człowiekiem. Jak z marnego horroru. Jak się okazało później do horroru"Teen Wolf" nie brakuje wiele.

No właśnie. Kiedy już wyszliśmy z pierwszych odcinków zaczęło się robić tak ciekawie, że trudno było oderwać się od ekranu. Moją głowę zaprzątały rozmyślania: kto jest kim, kim jest alfa, co będzie dalej. Niektóre odcinki zrobiły się tak straszne, że bałam się oglądać je przy zgaszonym świetle. Bo jeśli za rogiem czai się kanima? Albo wujek Peter? Dereka bym się nie bała.... Każdy odcinek ma wręcz mordercze tempo, które sprawia, że kiedy mijają te 42 minuty, dziwimy się, że to już koniec. Twórczy wprowadzili tu tak wiele różnych pomysłów. W każdym sezonie co innego jest wątkiem głównym, przedmiotem zmartwień Scotta i jego przyjaciół. Często tych wątków jest o wiele więcej.
Nadal nieprzekonani? Poczytajcie sobie kwestie bohaterów. Nie zabraknie humoru, odrobiny tajemnicy, kryminału, horroru i miłości. Chociaż Derekowi jakoś nie wychodzi, a jak się już przekonałam, Scottowi też nie. Najlepiej to chyba sobie Stiles radzi, o dziwo... Wpadłam i to mocno z tym serialem. Jestem w stanie siedzieć do rana, byleby obejrzeć jeszcze jeden odcinek. Czego oczywiście nie robię, bo mam silną wolę i staram się mówić sobie "nie". Czasem nie wychodzi...

Nie rozumiałam tego całego "bum" na "Teen Wolf". Teraz rozumiem i powielam zdanie innych - serial jest genialny. Również to, co powinno być w każdym serialu, czyli urywanie wątku czy wydarzenia i przekładanie go do innego odcinka, co nadaje całości ciągłości, jest tutaj zachowane w jak najlepszym stanie. Ostatnie kilka minut ostatniego odcinka sezonu zwykle jest zapowiedzią kolejnego sezonu. A sprawia to, że nie możemy się doczekać. Jeżeli więc jeszcze nie próbowaliście, a macie ochotę na coś takiego, to musicie obejrzeć!

Teen Wolf, Russell Mulcahy, Tim Andrew, USA, 2011-