Cath i Wren to bliźniaczki, które łączy jedynie wygląd i miłość do Simona Snowa. Chociaż Cath kocha go bardziej, w końcu pisze o nim fanfika! Mimo różnic, całe życie spędzają razem i nigdzie nie pokazują się osobno. To zmienia się kiedy wybierają się do college'u. Wren bowiem decyduje, że nie mogą razem mieszkać. I tu zaczynają się wszystkie problemy Cath. Począwszy od jej starszej lokatorki, która się do niej nie odzywa, przez wkurzającego i wiecznie uśmiechniętego Leviego, na profesor Piper, która nie znosi fanfików, kończąc. Cath robi więc to, co potrafi najlepiej: pisze dalej "Rób swoje, Simonie". Okazuje się, że akademik to wcale nie taka fajna sprawa...
Kiedy na rynek weszła książka Rainbow Rowell "Eleonora i Park", byłam zainteresowana. Ale potem się przekonałam, że to raczej nie moja bajka. Lubię słodkie książki, no ale bez przesady. To dla mnie byłoby jak zjedzenie na raz całej tabliczki czekolady... Kiedy natomiast gdzieś zobaczyłam okładkę "Fangirl" i przeczytałam, że pojawi się w Polsce, oszalałam. Rok temu, w maju, widywałam codziennie tą właśnie okładkę w wersji mocno powiększonej na ścianie dworca Wiktorii w Londynie. I zastanawiałam się, o czym to jest? Kiedy będzie w Polsce? I w końcu jest. Jak więc mogłam sobie odmówić lektury, skoro podobno książka jest lepsza niż owy debiut?
Zaczęłam czytać "Fangirl" i już mogłam stwierdzić, że jest dobra. Nawet bardzo dobra. Nietuzinkowi bohaterowie - oto klucz do sukcesu Rainbow Rowell. Cała reszta się nie liczy, college i to, co się tam dzieje to tylko tło. Najważniejsze są cztery postacie: Cath, Wren, Reagan i Levi. Ona nadają tej powieści własnego charakteru i kolorów.
Zacznijmy może od tego, że uwielbiam Leviego. Uśmiecha się do każdego, czym wkurza Cath. A kiedy jest wkurzona, mówi rzeczy niepodobne do niej. Docinają sobie, jak najlepsi przyjaciele. A przy tym są tak bardzo prawdziwi. Nie wiem, czy będzie to spojlerem, czy może już się tego domyślacie (ja wiedziałam przed przeczytaniem), ale muszę to napisać: oni są taką uroczą parą. I niemożliwie prawdziwą, chyba najprawdziwszą z wszystkich książkowych par. Dlaczego? Bo w zwykłym życiu rzadko zdarza się miłość od pierwszego wejrzenia. W prawdziwym życiu nie ma żadnego "Always", nie ma obietnic, że to będzie coś na całe życie. A na pewno nie na początku związku. Najbardziej podobało mi się, jak zachowywała się Cath. Na początku w ogóle tego nie dostrzegała. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo Levi ją lubi. Myślę, że nie do puszczała do siebie myśli, że może się komuś spodobać, że ktoś może się w niej zakochać. Odzwierciedla w tym mnie samą. A kiedy już dała Leviemu szansę, była niesamowicie ostrożna. Nie poszli na całość na pierwszej randce. Ani na kolejnych.
Cath kompletnie tego nie rozumiała. Miały przecież takie samo DNA. Takie same geny, takie samo wychowanie. Nie wiadomo, skąd brały się różnice między nimi.
Spotkałam się w wielu recenzjach "Fangirl" ze stwierdzeniem, że Simon Snow niepokojąco przypomina Harry'ego Pottera i że jest to objaw braku oryginalności u autorki. A potem przeczytałam, że owszem, Snow jest odzwierciedleniem Pottera, a Cath jest odbiciem Rainbow. Bowiem autorka uwielbia Pottera i przelała tą swoją miłość w tą książkę. Powiem szczerze, że z sukcesem, ponieważ o ile lubię Harry'ego, nigdy nie przemogłam się, żeby przeczytać książki, a filmy obejrzałam najwyżej dwa razy każdy. Nie jestem potterhead. Ale czytając fragmenty rozdziałów i fanfiki, które spotkamy na końcu każdego rozdziału "Fangirl", zaciekawiłam się Snowem. Zapragnęłam go przeczytać i kilka razy mówiłam sobie "Muszę znaleźć te książki w internecie", po czym zdawałam sobie sprawę, że to tylko fikcja. Snow wydaje mi się lepszy od Pottera.
"Fangirl" czytało mi się niezwykle przyjemnie. To prawda, nie wciąga, nie jest pasjonująca, akcja nie pędzi. W ogóle można odnieść wrażenie, że jest o niczym. Ale ja nie mogłam się czasami oderwać. Tak dobrze mi się ją czytało, że nie miałam ochoty kończyć. Więc czasem zostawiałam ją na pół dnia, żeby tylko dłużej cieszyć się lekturą. A kiedy przeczytałam ostatni fragment opowiadania Cath i odwróciłam stronę, w oczekiwaniu na kolejny rozdział, przeżyłam niesamowity zawód. Po drugiej stronie był tylko napis "Podziękowania". A ja tak bardzo chciałam jeszcze jeden rozdział...
Niestety, nie jest to książka bez wad. Szczególnie teraz je zauważam, ponieważ podczas lektury nie rzucały się tak w oczy. Rowell rozpoczęła pewnie wątki, jak np. ten z matką Wren i Cath, po czym zostawiła je na pastwę liter. Nic nie wyjaśniła, nie zakończyła. Tak jakby odcięła przewód, przez który ciągle płynie prąd (trochę nawiązanie do Kiry, jeśli wiecie, o kogo chodzi....). Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej. Drugą wadą jest narracja. Zdecydowanie bardziej pasowałaby mi tu pierwszoosobowa i czasem nawet się zapominałam w odmianie czasowników. Sam instynkt mi to mówi.
Powieść Rainbow Rowell "Fangirl" jest opowieścią o dorastaniu, o przyjaźni i miłości, o radzeniu sobie z rzeczywistością. To już druga w ostatnim czasie przeczytana przeze mnie lektura motywująca dla tych, którzy zmieniają szkołę lub idą na studia. Pokazuje, jak radzić sobie w nowym otoczeniu. W głównej bohaterce mogę bez problemu odnaleźć siebie, a Cath popchnęła mnie do pisania kolejnego fanfika... Choć nie sądziłam, że to zrobię. Jeżeli więc czujecie się fangirl, przeczytajcie koniecznie! Naprawdę warto!
Moja ocena: 9/10
Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Tytuł oryg.: Fangirl
Seria/cykl: -
Tłumaczenie: Magdalena Zielińska
Wydawnictwo: Moondrive (Otwarte)
Liczba stron: 464
Gatunek: powieść młodzieżowa, beletrystyka
Cena detaliczna: 39,90 zł
Kupisz: aros.pl
Data Wydania: 27 lipca 2015