2016/07/13

270. Maybe Someday - Colleen Hoover [+dyskusja]

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać. Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin. Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce… Maybe Someday to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.

Czy zdarzyło się kiedyś Wam, że jakaś piosenka idealnie wyrażała Wasze uczucia? Nie potrafiliście powiedzieć czegoś własnymi słowami, więc wysyłaliście komuś link do utworu, bo w jego tekście były zawarte wszystkie słowa? Ja miewam tak bardzo często. Moim zdaniem jest to magia muzyki - pomaga nam wyrazić to, czego sami nie potrafimy z siebie wydobyć. I dokładnie taka sytuacja stała się inspiracją dla książki Colleen Hoover Maybe Someday. Dwoje ludzi ogarniętych różnymi emocjami, którzy próbują je poukładać i dają im upust w piosenkach.

Jest to moja druga powieść słynnej i cudownej CoHo. Wszyscy ją zachwalają i uwielbiają pod niebiosa. Doskonale rozumiem zachwyt nad jej powieściami - są prawdziwe do bólu, cudownie napisane. Jednak nie mogę się zaliczyć do osób, które nad jej książkami się rozpływają. No po prostu nie umiem. Niczego im nie brakuje, absolutnie niczego! Ale jednak mojej podświadomości czegoś tu brak, czegoś kompletnie nienazwanego i nieokreślonego. 

Maybe Someday chciałam przeczytać już od dawna. Myślę, że dam szansę wszystkim powieściom Hoover, bo ich tematyka bardzo mi odpowiada - lubię gatunek Young Adult i New Adult (trochę mi się między tymi dwoma zaciera granica - możecie mi ją pokazać?). I dalej będę czekała, aż zapałam tą bezwarunkową miłością do tych powieści. Ta książka wydaje mi się nawet trochę lepsza niż Hopeless. A z drugiej strony nie doznałam takie zaskoczenia jak w przypadku tej poprzedniej. Ale odnoszę wrażenie, że podobała mi się bardziej. 

Historia Ridge'a i Sydney jest jednocześnie zupełnie zwyczajna - w końcu codziennie ludzie się w sobie zakochują i stawiają czoła wszystkim przeciwnościom losu - a jednocześnie kompletnie niezwykła. Bowiem Ridge ma pewien... hm, problem. Nie zdradzę Wam jaki - sama czytałam o tym z otwartymi ustami. I ten jego problem trochę komplikuje mu życie. Ale on to ignoruje, znajduje cudowne sposoby na radzenie sobie z codziennością. Bardzo mi się spodobało ukazanie jego problemu, który jest problemem wielu ludzi na świecie, w tej książce. Ridge pokazuje, że to wcale nie jest problem, da się z tym żyć, ba! nawet można grać na gitarze! Jestem pod ogromnym wrażeniem jego osoby...

Maybe Someday bardzo mi się podobała. Co prawda nie byłam co chwilę zaskoczona, ale przyjemnie się śledziło losy bohaterów i czekało na to, co ich spotka, jak sobie z tym wszystkim poradzą. Zakończenie jest dosyć przewidywalne, ale nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się z tego nawet. Spędziłam miłe chwile przy tej książce i będę ją na pewno bardzo miło wspominać. W dodatku nauczyła mnie kilku rzeczy, a to jest wielki plus.

Okładka książki Maybe Someday

Moja ocena: 9/10
Tytuł oryg.: Maybe Someday
Seria/cykl:
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 440
Gatunek: New Adult
Cena det.: 36,90 zł
Data wyd.: 13.05.2015