Emma i Em są nierozłączne już od przedszkola. Nic nie jest w stanie ich rozdzielić, dopóki jedna z nich po śmierci swojego ojca nie musi wyjechać z matką za ocean. W tym czasie drugą dosięga najmocniejszy cios… Na co byś się zdecydowała, gdyby ogarnęła cię rozpacz czarniejsza niż piekło? Czy dla pomszczenia śmierci przyjaciółki podjęłabyś współpracę z… diabłem? Em to zrobiła. A potem… wszystko się zmieniło.
Dobrze pamiętam swoje odczucia co do trylogii Antilia. Pierwszy tom był OK, drugi zdecydowanie gorszy, a trzeci lepszy niż pozostałe razem wzięte. Słyszałam coś o tym, że autorka pracuje nad nową serią, ale nie zagłębiałam się w to bardziej. Przy decyzji o przeczytaniu książki W Ogień nawet nie zauważyłam, że to właśnie ta nowa seria. Dopiero potem się okazało, że autorką jest Ewa Seno. Pomyślałam, że to świetna okazja by sprawdzić jak zmienił się styl pisarki i czy zmienił się w ogóle.
Najważniejszym minusem książki, przez który czułam się jakbym dostała w twarz i który od razu nastawił mnie do niej negatywnie są... imiona. Nigdy nie sądziłam, że coś tak banalnego zdenerwuje mnie do tego stopnia. Był czas, kiedy miałam żal do polskich pisarek, że używają zagranicznych imion i umiejscawiają akcję w Stanach, ale w końcu ja sama tak robię, więc odpuściłam (ma to związek z moją wielką ambicją na wydanie polskich książek za granicą, gdzie tłumaczenie imion byłoby trochę nie na miejscu...). Ale o co chodzi? - pewnie zapytacie. Jak imiona mogły doprowadzić mnie do takiego szoku? Michael i Nathaniel - o te imiona najbardziej mi chodzi. Imiona archaniołów nadane... diabłom! Mało tego! Michael jest "władcą piekieł". Naprawdę, pani Ewo? Nadać diabłu imię anioła, do którego chrześcijanie modlą się o egzorcyzmy? Nie wiem, skąd wynika ten karygodny błąd autorki, ale nie jest to jakaś błahostka. Błędy logiczne w książkach nie powinny się pojawiać. Świadczą o słabym przygotowaniu i zaangażowaniu w pisanie powieści.
Jak już trochę ochłonęłam po tym szoku (choć nie do końca, jak widać...), zwróciłam większą uwagę na fabułę. I jak tak myślałam nad tym i brnęłam dalej, starając się ignorować te imiona, odniosłam wrażenie, że Ewa Seno użyła tego samego schematu, co w przypadku trylogii Antilia. A mianowicie jest sobie dziewczyna, skrzywdzona przez najbliższych, poznaje seksownego i przystojnego faceta, który jest zły (w tym przypadku dziewczyna dowiaduje się o tym na samym początku, ale i tak jej to nie przeszkadza), ląduje w jego ramionach, traci z nim dziewictwo, a gdy okazuje się, że złego zmienić się nie da - daje drapaka. I znowu się trochę zirytowałam. Ja wiem, że ciężko jest teraz być oryginalnym i że motyw zmiany diabła w kogoś dobrego został już wykorzystany w przynajmniej dwóch trylogiach (Ja, diablica i Demony), ale powielanie własnych wzorców jest gorsze od powielania cudzych.
No i tak, trochę na W Ogień napsioczyłam, a może bardziej na jej autorkę, ale jak dla mnie na jedno wychodzi, bo w końcu książki same się nie piszą. Nie mniej jednak, lektura była dosyć przyjemna, pomijając w/w niuanse, całkiem dobrze się bawiłam przy czytaniu. Nawet kilka razy się zaśmiałam, bo co jak co, ale sarkazmy pani Ewie wychodzą naprawdę dobre. Zawiedziona nie jestem, ponieważ nie miałam jakichś szczególnych wymagań do tej książki. Jest to coś świeżego, nie kolejne wampiry i wilkołaki (chociaż te dwa gatunki w literaturze chyba są już na wymarciu...). Nad kontynuowaniem serii jeszcze się zastanowię. Nie chciałabym tracić czasu tylko po to, by dowiedzieć się, że Emily będzie z Lukiem, a Nathaniel poczuje miętę do Emmy (dosyć to przewidywalne).
Tytuł oryg.: W Ogień
Seria/cykl: Kontrakt #1
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Feeria Young
Gatunek: paranormal romance
Liczba stron: 340
Cena det.: 34,90 zł
Kupisz:
Data wyd.: 7.07.2016
Za książkę dziękuję: