2016/10/19

Blog jako praca?

Blogowanie może być pracą i jedynym źródłem zarobków – wie to chyba każdy. Każdy też wie, że żeby móc utrzymywać się z blogowania trzeba mieć naprawdę dużo wyświetleń, czytelników, komentarzy, itd. Ale nie trzeba utrzymywać  się z bloga żeby traktować go jak praca. Jak tak robię i w niczym mi to nie przeszkadza, a nawet pomaga myśleć trochę inaczej.

Wielu blogerów wzbrania się przed nazywaniem tego, co robią „pracą”, ponieważ uważają to za przyjemność i zajęcie dodatkowe, które z ich życiem zawodowym nie ma żadnego związku, nie jest też źródłem żadnych dochodów (w żadnej formie…), więc po co nazywać je w ten sposób i niszczyć to piękno oddawania się pasji czytania i pisania?

Dla mnie taki sposób myślenia jest całkowicie błędny. Słowo „praca” zdaje się wszystkim kojarzyć z nieprzyjemnym obowiązkiem robienia czegoś, żeby zarobić na przysłowiowy chleb. A co z tymi wszystkimi gadkami „rób to, co kochasz robić, a nie przepracujesz w życiu jednego dnia”? Co z mówieniem nam, że powinniśmy przekuwać pasję w sposób zarabiania pieniędzy, czerpać radość z tego? Praca powinna być przyjemna! Powinniśmy robić to, co kochamy! Oczywiście, że często nie mamy takiej możliwości, ale to nie znaczy, że nie możemy szukać…

Nie pracuję zawodowo. Ba! Mam 17 lat i jeszcze się uczę. Nie ma mowy o pracowaniu, ponieważ cały dzień spędzam właśnie na nauce. A mimo to z dumą mówię „jestem blogerką, to moja praca”. Traktuję blog jako pracę z kilku prostych powodów, które tylko pomagają mi w pisaniu i motywowaniu się do tworzenia dla Was coraz to nowych wpisów.

Obowiązek = motywacja. Praca od razu kojarzy nam się z obowiązkiem. Musimy do pracy chodzić, wykonywać określone zadania, tworzyć projekty, obsługiwać klientów, generalnie nie możemy odpuścić, bo od razu dostaniemy upomnienie. Dlatego nazywanie bloga „pracą” sprawia, że myślę o nim jak o obowiązku. Moim zadaniem jest przeczytanie i zrecenzowanie książki, napisanie posta, zrobienie zdjęć. To jest moja praca, to mnie motywuje.

Przyjemność. Blogowanie od samego początku sprawia mi przyjemność. Uwielbiam pisać, a dzięki upublicznianiu swoich tekstów nabieram doświadczenia i kształtuję swój styl. Chciałabym aby w przyszłości moja praca przynosiła mi taką samą przyjemność. Chcę robić to, co kocham. Nastawiam swój mózg na skojarzenie praca = pasja = przyjemność.

Urlop. Wszyscy wiedzą, co to takiego. Od blogowania też mogę sobie wziąć wolne. Kiedy brak mi weny, kiedy mam dość zadań z zewnątrz, żeby jeszcze zajmować się blogiem – biorę u siebie urlop i mam z głowy. Nie można wziąć urlopu jeśli się nie pracuje, prawda? A o robieniu sobie wagarów mam dla Was osobny post.

Zarobki. Owszem, blogerzy w większości nie zarabiają realnych pieniędzy. Można zainstalować sobie wtyczkę AdSense, ale pewnie w przeliczeniu wyjdą nam jakieś grosze. Mam w planach w przyszłości uruchomienie tej usługi, zobaczymy ile zarobię. Ale w planach jest też przeniesienie bloga, zmiany, zmiany, zmiany i nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Jednak recenzenci zapominają o tym, że zarabiać można nie tylko pieniądze. U nas walutą jest książka. Otrzymanie książki za recenzję – to jest rodzaj umowy zawartej pomiędzy wydawnictwem a blogerem. Książka jest tutaj zapłatą. A książkę możemy przecież spieniężyć – nawet jeśli jest to „egzemplarz nie do sprzedaży” to przecież jest to nasza własność, robimy z nią co chcemy, prawda? (Zresztą, ja jestem zdania, że ta notka na okładce lub w środku ma raczej służyć uniknięciu pomyłki w magazynie).


Blogowanie jest moją pracą. Oddaję się temu z przyjemnością. Nazywanie tego w ten sposób, motywuje mnie do działania. Mam nadzieję, że przekonałam Was do nazywania bloga „pracą”. Nie musicie tego robić. W końcu to nadal Wasze hobby. Ale czyż nie piękna jest myśl, że jeśli tylko trochę bardziej się postarać, możemy zarobić ładną sumkę?