2014/06/28

[26. Filmowa Sobota] Gwiazd naszych wina

Gwiazd naszych wina (2014)



Tytuł oryg.: The Fault in Our Stars
Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber
Reżyseria: Josh Boone
Premiera: 6 czerwca 2014 (Polska) 16 maja 2014 (świat)
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, romans
Czas: 125 min
Wersja językowa: napisy PL




Hazel (Shailene Woodley) i Gus (Ansel Elgort) to para nastolatków, których połączyła błyskotliwość, niechęć do tego, co przeciętne i wielka miłość. Ich związek jest wyjątkowy - poznali się na spotkaniu grupy wsparcia dla osób chorych na raka. Hazel ma 16 lat i nadopiekuńczych rodziców, których bardzo kocha, mimo że czasem ją irytują. Z Gusem łączą ją nie tylko podobne doświadczenia związane z chorobą, ale także miłość do książek. Dziewczyna marzy, aby poznać autora ulubionej powieści, Petera van Houtena (Willem Dafoe). Wielokrotnie próbowała nawiązać z nim kontakt, ale bezskutecznie. Wytrwałość Gusa zostaje nagrodzona. Udaje mu się dotrzeć do pisarza i zostaje zaproszony na spotkanie w Amsterdamie. Postanawia zabrać ze sobą Hazel...

Cóż mogę powiedzieć o tym filmie? Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Aktorzy bardzo dobrze dobrani, miałam zastrzeżenia tylko do Van Houtena, który moim zdaniem mógł być grubszy. Muzyka wspaniała, a sam scenariusz zdawał się w ogóle nie odstępować od fabuły książki. Dawno nie widziałam tak dobrej adaptacji książki. Widać, że Green dopilnował swojego filmu i jestem mu za to wdzięczna. Oczywiście łatwiej jest zrobić film z książki, która ma mniej niż 400 stron, jest z gatunku beletrystyki i jej akcja nie dzieje się na przestrzeni lat, a także nie jest wypełniona po brzegi różnymi wydarzeniami. Jednak jeśli ktoś spyta mnie pod koniec roku, jaka jest moja ulubiona ekranizacja książki z tego roku, odpowiem "Gwiazd naszych wina", bo tutaj filmowcy się postarali. Co prawda zostaje jeszcze "Kosogłos", jednak nie spodziewam się czegoś lepszego niż tutaj, bo jednak pierwsze dwie części miały braki. Choć może mnie zaskoczą? 

Historia, którą opowiada film (i książka) jest bardzo wzruszająca. Moim zdaniem powinniśmy mieć więcej tego typu filmów, bo nie dość, że są dobrą rozrywką dla młodzieży, to jeszcze pokazują, że rak nie jest taki straszny, jednak jest to choroba śmiertelna i dotyka ludzi w każdym wieku. Nie ukrywam też, że jest to bardzo wzruszający film. Podczas mojego seansu, czyli dzień po premierze, cała sala płakała i nikt nie mógł się powstrzymać. Ja sama podczas czytania nie uroniłam ani jednej łzy, a na filmie ryczałam jak dziecko. Spotęgowała to piękna piosenka Eda Sheerana i równie piękne piosenki będące podkładem muzycznym. 

Lubicie Greena? To zobaczcie ten film, ale najpierw przeczytajcie książkę. Jestem pewna, że często będę go oglądać. 

Moja ocena: 6/6