NA WOJNIE NAJLEPSZE JEST KŁAMSTWO, KTÓRE NIE JEST KŁAMSTWEM - tę zasadę Kestrel, córka valoriańskiego generała Trajana, przejęła właśnie od swojego ojca i z powodzeniem stosowała w życiu. Musiała naginać fakty do bezwzględnej rzeczywistości i szpiegować, by odsłonić prawdę. Wiedziała, że realizacja celu wymaga czasem poświęcenia siebie i innych. Dlatego nie wahała się długo, gdy cesarz zaproponował, by została jego synową, skoro za tę cenę mogła uratować Arina i jego herrańskich pobratymców.
Na początek może opowiem o pewnym problemie, który dręczy mnie już od jakiegoś czasu. Jest to problem straszny, okropny i potworny, szczególnie dla mola książkowego, którym jestem. Mianowicie chodzi o to, że zaczęłam tracić chęć czytania. Czasem po prostu tak mi się nie chce, że wolę przeglądać Instagram niż czytać! Ale nie to jest najgorsze, bo - chcąc czy nie - czytam codziennie choćby 10 stron. Najgorsze jest to, że żadna książka nie jest w stanie wywołać u mnie potężnego skoku napięcia, kłucia w sercu, płaczu, wzmożonej radości ani nic takiego. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może to przez szkołę i fakt, że jestem zawalona robotą. Czuję się w obowiązku Was o tym poinformować, ponieważ odbija się to na recenzjach. Nawet najwspanialszej książce nie mogę dać najwyższej noty.... Mam nadzieję, że niedługo mój stan się poprawi....
A teraz przejdźmy już do tej cudnej książki, jaką jest Zbrodnia. Bo jakkolwiek moja chandra (nazywajmy to tak) mówi inaczej, coś tam udało się Marie Rutkoski we mnie poruszyć. Nie do końca pamiętam, jakie uczucia wzbudziła we mnie pierwsza część - Pojedynek. Na pewno bardzo mi się podobała, niczego jej nie brakowało. Ale czy udało jej się poruszyć moje serce? Na samiutkim końcu - tak. To się przecież tak strasznie skończyło.... Jednakże nie sądziłam, że to zakończenie spowodowało we mnie taki głód informacji. Kiedy tylko zaczęłam czytać Zbrodnię, przekonałam się, jak bardzo pragnęłam (i nadal pragnę) się dowiedzieć, co dalej. To pragnienie towarzyszyło mi przez całą lekturę. Nie dało się go zaspokoić, bowiem kiedy otrzymywałam jedną informację, rodziła ona tysiące nowych pytań.
Najbardziej jestem pod wrażeniem.... całości. Każdej części z osobna i razem. Wszystkiego, co składa się na cykl Niezwyciężona. Zbudowanie takiego świata, dopracowanego pod względem kulturowym, historycznym i geograficznym w każdym szczególe wymagało nie lada wyobraźni i zajęło pewnie trochę czasu. Ale nie tylko tło jest dobrze skonstruowane. Także bieżące wydarzenia są przemyślane i, jak już napisałam wcześniej, budują napięcia oraz budzą pytania. Jedno wydarzenie goni następne, niekiedy tygodnie przemijają opisane tylko kilkoma słowami - i bardzo dobrze. Przecież w tej powieści nie chodzi o bale i przyjęcia organizowane na dworze, które znudziłyby nie tylko Kestrel, ale też i Czytelnika. Autorka zwraca naszą uwagę jedynie na ważne intrygi, które w jakiś sposób dotyczą głównych bohaterów.
A jeśli już o nich mowa, to nie mogę im nic zarzucić. No, może im jako osobom zarzuciłabym wiele. Na pewno głupotę i nieposłuszeństwo swojemu sercu. Lekkomyślność w niektórych wypadkach. Do nich jako postaci książkowych nie mam nic. Są barwni, prawdziwi, żywi. Popełniają swoje błędy, czasem dają się ponieść, kiedy indziej doskonale wiedzą, w którym momencie powiedzieć "stop". Podziwiam Kestrel za jej odwagę - prowadzi intrygi tuż pod nosem imperatora, a także za to, że potrafi utrzymać swoje uczucia dla siebie, a przynajmniej się stara. Jej chłód jest jej ochroną i trudno się dziwić, dlaczego wybudowała między sobą a Arinem mur. Była gotowa odsunąć od siebie najsilniejsze uczucia w imię wolności Herrańczyków. Natomiast Arin jest równie uparty, jak ona. Z dumą walczy dla swojego ludu, zrobi dla niego wszystko. Szkoda tylko, że za późno zdaje sobie sprawę z rzeczy, o których my już dawno wiemy....
Język powieści jak najbardziej wpasowuje się w jej czasy i tworzy wspaniały klimat. Aż czułam te wszystkie opisywane zapachy, niekoniecznie przyjemne, i widziałam dworzan bawiących się na przyjęciach. Czytałam ostatnie strony z zapartym tchem - zupełnie się tego nie spodziewałam i czułam się potwornie. Moje serce się ścisnęło, nie potrafiłam się otrząsnąć z szoku. Tak więc, Marie Rutkoski przebiła się przez moją chandrę... Jeżeli jeszcze nie czytaliście, nadróbcie koniecznie!
A teraz przejdźmy już do tej cudnej książki, jaką jest Zbrodnia. Bo jakkolwiek moja chandra (nazywajmy to tak) mówi inaczej, coś tam udało się Marie Rutkoski we mnie poruszyć. Nie do końca pamiętam, jakie uczucia wzbudziła we mnie pierwsza część - Pojedynek. Na pewno bardzo mi się podobała, niczego jej nie brakowało. Ale czy udało jej się poruszyć moje serce? Na samiutkim końcu - tak. To się przecież tak strasznie skończyło.... Jednakże nie sądziłam, że to zakończenie spowodowało we mnie taki głód informacji. Kiedy tylko zaczęłam czytać Zbrodnię, przekonałam się, jak bardzo pragnęłam (i nadal pragnę) się dowiedzieć, co dalej. To pragnienie towarzyszyło mi przez całą lekturę. Nie dało się go zaspokoić, bowiem kiedy otrzymywałam jedną informację, rodziła ona tysiące nowych pytań.
Najbardziej jestem pod wrażeniem.... całości. Każdej części z osobna i razem. Wszystkiego, co składa się na cykl Niezwyciężona. Zbudowanie takiego świata, dopracowanego pod względem kulturowym, historycznym i geograficznym w każdym szczególe wymagało nie lada wyobraźni i zajęło pewnie trochę czasu. Ale nie tylko tło jest dobrze skonstruowane. Także bieżące wydarzenia są przemyślane i, jak już napisałam wcześniej, budują napięcia oraz budzą pytania. Jedno wydarzenie goni następne, niekiedy tygodnie przemijają opisane tylko kilkoma słowami - i bardzo dobrze. Przecież w tej powieści nie chodzi o bale i przyjęcia organizowane na dworze, które znudziłyby nie tylko Kestrel, ale też i Czytelnika. Autorka zwraca naszą uwagę jedynie na ważne intrygi, które w jakiś sposób dotyczą głównych bohaterów.
A jeśli już o nich mowa, to nie mogę im nic zarzucić. No, może im jako osobom zarzuciłabym wiele. Na pewno głupotę i nieposłuszeństwo swojemu sercu. Lekkomyślność w niektórych wypadkach. Do nich jako postaci książkowych nie mam nic. Są barwni, prawdziwi, żywi. Popełniają swoje błędy, czasem dają się ponieść, kiedy indziej doskonale wiedzą, w którym momencie powiedzieć "stop". Podziwiam Kestrel za jej odwagę - prowadzi intrygi tuż pod nosem imperatora, a także za to, że potrafi utrzymać swoje uczucia dla siebie, a przynajmniej się stara. Jej chłód jest jej ochroną i trudno się dziwić, dlaczego wybudowała między sobą a Arinem mur. Była gotowa odsunąć od siebie najsilniejsze uczucia w imię wolności Herrańczyków. Natomiast Arin jest równie uparty, jak ona. Z dumą walczy dla swojego ludu, zrobi dla niego wszystko. Szkoda tylko, że za późno zdaje sobie sprawę z rzeczy, o których my już dawno wiemy....
Język powieści jak najbardziej wpasowuje się w jej czasy i tworzy wspaniały klimat. Aż czułam te wszystkie opisywane zapachy, niekoniecznie przyjemne, i widziałam dworzan bawiących się na przyjęciach. Czytałam ostatnie strony z zapartym tchem - zupełnie się tego nie spodziewałam i czułam się potwornie. Moje serce się ścisnęło, nie potrafiłam się otrząsnąć z szoku. Tak więc, Marie Rutkoski przebiła się przez moją chandrę... Jeżeli jeszcze nie czytaliście, nadróbcie koniecznie!
Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Tytuł oryg.: The Winner's Crime
Seria/cykl: Niezwyciężona #2
Tłumaczenie: Joanna Wasilewska
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba stron: 405
Gatunek: Fantastyka, powieść młodzieżowa
Cena detaliczna: 34,90 zł
Kupisz: empik.com
Data wyd.: 16.03.2016
Za książkę dziękuję: