Tytuł oryg.: 47 Ronin
Scenariusz: Chris Morgan, Hossein Amini, Walter Hamada
Premiera: 10 stycznia 2014 (Polska) 6 grudnia 2013 (świat)
Produkcja: USA
Gatunek: fantasy
Czas: 119 min
Wersja językowa: napisy PL
Kai został znaleziony przez Lorda Asano kiedy był chłopcem. Wychowywał się wraz z córką swojego wybawcy, Miką, w której się zakochał. Był jednak pogardzany przez wszystkich i uznawany za demona. Kiedy nadchodzi dzień turnieju, Kai występuje zamiast zawodnika Lorda Asano, za co zostaje ubiczowany. Pan Asano zostaje zdradzony i skazany na śmierć. Jego włości zostają oddane Lordowi Kira, a jego ludzie skazani na banicję. Ôishi - najwierniejszy sługa -
postanawia zemścić się na Kirze i zwołuje wszystkich roninów czyli samurajów bez pana. O pomoc prosi również Kaia, którym niegdyś gardził. Teraz młody wojownik jest jedyną nadzieją niewielkiej armii. 47 wyrusza przeciwko tysiącom...
Tym, co najbardziej mnie przyciągało do tego filmu, są efekty specjalne i fakt, że Japończycy występują w amerykańskim filmie. Sam zwiastun był tak interesujący, że byłam wręcz zmuszona go obejrzeć. Niestety, do kina nie udało mi się wybrać, jednak na jednym z portali oferujących darmowe oglądanie filmów zobaczyłam plakat i od razu zmieniłam plany na niedzielę. Jak się okazało, słusznie.
Fabuła oparta jest na legendzie o 47 roninach. Całość wygląda naprawdę bardzo fajnie, efekty są czarujące, dialogi nie są nudne. Niektórzy twierdzą, że narracja jest nieudana. Ja sądzę, że jest wręcz przeciwnie. Narrator opowiada nam, kim są ronini, jak to się stało, że Kai znalazł się u Lorda Asano i co wydarzyło się
później. Sceny walki są przeplatane, co sprawia, że z jeszcze większym napięciem patrzymy to na Kaia, to na innego samuraja, który walczy w tym samym momencie.
Akcja nie pozwala nam się nudzić. Cały czas coś się dzieje, a kiedy dochodzi do starcia to już w ogóle oka nie można zmrużyć. "47 roninów" to bardzo dobrze zrobiony film. Oglądałam z zapartym tchem wszystkie sceny, bardzo podobała mi się rozmowa Kaia ze swoim dawnym opiekunem, którego charakteryzacja była wspaniała. Moją uwagę przykuło również rozplanowanie ataku na Kirę. Te zastępowanie strażników, dobrze przemyślane ruchy... Wykazano się tutaj wspaniałą strategią.
Cóż więcej napisać o tym wspaniałym filmie? Bardzo nie podobało mi się zakończenie i to całe poświecenie, honor... W trakcie filmu było to godne podziwu, ludzie umierali za swojego pana, ale potem? Niby wszystko kończy się dobrze, wygrana wojna, ale jednak jest smutek i łzy.
Trochę to nie fair w stosunku do postaci i widzów takich jak ja (romantyków), ale podobno prawdziwa legenda nie kończy się śmiercią... (ups! spoiler!)
Polecam Wam ten film, bo warto. Jest to jeden z lepszych filmów o oddaniu i wojnie, jakie udało mi się zobaczyć. No i romantycy też znajdą coś dla siebie!
Moja ocena: 6/6
Zwiastun: