Ostatnia część opowieści o Percy'm Jacksonie i Wielkiej Siódemce. Powoli zbliża się 1 sierpnia, a co za tym idzie - wielkie starcie. Siódemka próbuje zapobiec przebudzeniu Gai w Atenach. W tym samym czasie Reyna i Nico wiozą Atenę Partenos do Obozu Herosów, aby zapobiec rozlewowi krwi między Grekami i Rzymianami. Wszyscy są poddenerwowani, wszyscy wiedzą, że wkrótce przepowiednia się dopełni. Nikt jednak nie wie, kto i jak będzie musiał się poświęcić i dochować owej przysięgi, o której mowa. Modlą się, aby bogowie mogli im pomóc w walce z Gają, ale.... Przecież to bogowie!
Nie mogłam się doczekać, kiedy przeczytam ostatnią już część "Olimpijskich Herosów". Jednak nie śpieszyło mi się do niej jakoś strasznie. Nie lubię żegnać się z ulubionymi seriami. Szczególnie z moją niechęcią do czytania drugi raz tej samej książki.... Przyznam, że pewna osoba miała rację - pod pewnymi względami "Krew Olimpu" jest rozczarowująca. Ale po kolei.
To, co najbardziej cenię w książkach Riordana to przyjaźń. W każdej serii mamy do czynienia z grupą bohaterów, którzy najczęściej na początku w ogóle się nie znają. A pod koniec są najlepszymi przyjaciółmi, a może nawet zostają parą. Ten proces zaprzyjaźniania się jest u Ricka specyficzny. Zostają oni od razu rzuceni na głęboką wodę i muszą współpracować. Gdybyśmy my zostali tak potraktowani z pewnością od razu wszyscy byśmy się polubili. Ale jest to również w inny sposób odrębne od przyjaźni zwykle opisywanych w książkach. Bohaterowie Riordana naprawdę się wspierają. Rozmawiają ze sobą. Niekiedy autorzy zapominają o tak zwykłej czynności jak prosta rozmowa z przyjacielem.
Czytając ten tom zdałam sobie z czegoś sprawę: Riordan trochę przesadził z objętością książek z serii. Dużo się dzieje, ale mam wrażenie, że niewiele jestem w stanie z tego zapamiętać. Sytuacje mi się mieszają, czego strasznie nie lubię. No i lektura mi się dłużyła. Chociaż trzeba przyznać Rickowi, że podział rozdziałów na osoby odniósł zamierzony skutek. Przynajmniej nie mieszają nam się postacie i ich myśli. Moja głowa by wtedy eksplodowała!
Niestety, "Krew Olimpu" mnie trochę rozczarowała. Nie wyróżniała się spośród pozostałych części. Nie była bardziej epicka. W porównaniu do reszty wielka bitwa pod koniec mignęła mi przed nosem i nawet nie zorientowałam się, kiedy się skończyła. Nie odczułam tego, że jest to ostatnia część. Owszem, czytając końcowy rozdział czułam smutek. W końcu chętnie dowiedziałabym się, co się stało później!
Wujek Rick potrafi dwie rzeczy: zaskakiwać swoich czytelników oraz ich rozśmieszać. Za to właśnie go uwielbiam. Nigdy nie wiadomo, co czeka na nas, kiedy odwrócimy kartkę. Nigdy nie daje nam domyślić się rozwiązania czegoś, zanim zrobią to bohaterowie. Dla mnie byłaby to najgorsza rzecz. No i oczywiście humor w jego książkach nie zna granic. Zawsze jest ktoś, kto potrafi rozwalić nas jednym słowem. Taki Leo albo Percy. Wystarczy, że się odezwą i całe napięcie zamienia się w śmiech. Nie macie pojęcia, jak ciężko czytało się tą książkę w autobusie, kiedy musiałam się powstrzymywać przed wybuchnięciem śmiechem! Natomiast w domu nie skąpiłam ciętych uwag bohaterom. Bardzo się z nimi zaprzyjaźniłam.
Całą serię "Olimpijscy Herosi" mogę opisać jednym zdaniem, które w sumie przyszło mi na myśl wczoraj, a większość pochodzi ze znanej polskiej piosenki disco polo: "Chodźcie się zbierzemy w kupę i urżniemy Gai pupę!". Czyż nie pasuje idealnie? Nawet się rymuje... Generalnie jeśli jesteście fanami Riordana - przeczytajcie. Jeśli jeszcze nie czytaliście nic z jego twórczości - tym bardziej przeczytajcie. Przekonacie się, że warto.
Moja ocena: 8/10
Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Tytuł oryg.: The Blood of Olympus
Seria/cykl: Olimpijscy Herosi #5
Tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 496
Gatunek: fantastyka, mitologia, powieść młodzieżowa
Cena detaliczna: 39,90 zł
Kupisz: aros.pl
Data Wydania: 22 października 2014