Bianka nikogo i niczego nie kocha bardziej niż muzyki. Gdy pewnego dnia jej rodzina staje na krawędzi bankructwa, dziewczyna zgadza się przyjąć niecodzienne zlecenie. Wyjeżdża do malowniczego Kazimierza, by zamieszkać z tajemniczą zleceniodawczynią i jej niewidomym synem. Zabiera ze sobą jedynie ukochane skrzypce – rodzinną pamiątkę po babce Walentynie. Mroczne, stare domostwo na skraju miasteczka skrywa sekrety, które dziewczyna wyczuwa już od progu. Czy to możliwe, że jaworowe skrzypce łączą historie rodzin Bianki i niewidomego Sama? Czy skrzypcowa muzyka rozwiąże kłębiące się wokół zagadki i otworzy zamknięte serca?
Niezwykle rzadko sięgam po polskich autorów, chociaż ostatnio częściej niż dawniej. Jakoś nie jestem pewna, czy Polacy są w stanie zaproponować mi coś, czego bym już nie czytała. A jednak są takie autorki i autorzy, których czytam z przyjemnością i którzy mnie potrafią zaskoczyć. Jedną z takich autorek jest zdecydowanie Dorota Gąsiorowska. Tworzy ona wspaniałe powieści, miałam okazję już przeczytać 3 z 5 wydanych przez nią książek i wiem, że po pozostałe również sięgnę. Dzięki wydawnictwu Znak udało mi się kilka dni temu przeczytać jej najnowszą powieść Melodia zapomnianych miłości, która jest tylko dowodem na talent pisarski Gąsiorowskiej.
Ma ona niezwykły dar do malowania słowami. Tak pięknie tworzy swoje opisy, kreuje w głowach czytelników obraz miejscowości, potrafi oddać klimat miejsca, ba! potrafi stworzyć z, z pozoru zwyczajnego lasku, magiczne miejsce. Te opisy sprawiały, że zapragnęłam pojechać do Kazimierza i zwiedzić go cały - także pola i miejscowości wokół, poczuć tę atmosferę. Kiedy czyta się Melodię zapomnianych miłości można wręcz poczuć zapach antonówek Anatola, charakterystyczny zapach pól wieczorem; ja jestem bardzo zaznajomiona z takimi zapachami i jestem pewna, że gdybym czytała tę książkę zimą, zatęskniłabym za latem. Uwielbiam również dźwięk skrzypiec, więc nie obeszło się bez włączenia kilku utworów podczas czytania, tak mi się tęskno zrobiło, kiedy Bianka grała. Tutaj troszkę jestem niezadowolona - sądziłam, że będzie to główny element książki, a tymczasem pojawia się on zaledwie dwa czy trzy razy.
Tajemnice i ich tworzenie to również coś, na czym Dorota Gąsiorowska się zna jak mało kto. Jak w każdej książce, którą czytałam, tak i w Melodii zapomnianych miłości tajemnice nie mają końca, a Bianka skupia się na ich poznaniu. Niektórych rzeczy można się powoli samemu domyślić, innymi autorka nas bardzo zaskakuje. Jak na przykład tajemnica Sama - któż by się spodziewał takiego zwrotu akcji? Byłam bardzo ciekawa tych tajemnic, co takiego łączy rodzinę Bianki i Samuela? Jakie sekrety skrywa Olaf? W największym napięciu trzymały mnie wizyty Bianki u pani Serafiny. Zawsze coś im przerywało, a ja byłam taka ciekawa, co ta poczciwa staruszka ma do opowiedzenia.
Bohaterowie są wspaniale wykreowani - bardzo dojrzali, choć czasem (jak to ludzie) zachowują się nierozważnie. Mają przed sobą wiele trudności i problemów, ale rozsądnie podejmują decyzje. Od razu polubiłam Biankę - wyobraziłam ją sobie w letniej sukience, grającą na skrzypcach. Również Sam skradł moje serce, niemalże od początku. Wiedziałam, że to temperamenty mężczyzna, który ma na swoich młodych plecach karb doświadczeń. Lubię takie trochę mroczne postacie, które okazują się bardzo sympatycznymi osobami. Najsympatyczniejsza chyba była pani Marta - chciałoby się mieć taką w domu. Wszyscy bohaterowie odznaczyli się w moim umyśle i jestem w stanie powiedzieć co nieco na ich temat, jakbym ich znała, a to moim zdaniem najważniejsze w kreacji bohaterów powieści.
Wątek miłosny to oczywiście coś, czego zawsze pragnę w książkach. Tutaj oczywiście się on pojawia, ale jest to miłość tak delikatna, tak dojrzała, że aż przyjemnie o tym czytać. Żadnego dziecinnego "ja go kocham, a on mnie nie chce". Odtrącona Bianka odchodzi bez słowa, nie wypłakuje sobie oczu. A jednak warto czekać na zakończenie tej historii miłosnej, bo właśnie wtedy ta niepozorna para daje nam potwierdzenie swoich uczuć. To mi się bardzo spodobało.
Melodię zapomnianych miłości czyta się niezwykle przyjemnie, ja wręcz płynęłam przez kolejne strony. Można się zrelaksować i zupełnie pogrążyć w tej historii. Ja bardzo nie lubię kończyć takich książek. Najchętniej czytałabym i czytała dalsze losy bohaterów, choćby miały to być opisy zwykłego, codziennego życia. To nie jest opowieść tylko o miłości, nie znajdziecie tutaj ckliwych opisów pocałunków. To jest opowieść o dwóch rodzinach, ich tajemnicach i dziewczynie, która zapragnęła je poznać. Magiczna, prawdziwa i pozytywna.
Tajemnice i ich tworzenie to również coś, na czym Dorota Gąsiorowska się zna jak mało kto. Jak w każdej książce, którą czytałam, tak i w Melodii zapomnianych miłości tajemnice nie mają końca, a Bianka skupia się na ich poznaniu. Niektórych rzeczy można się powoli samemu domyślić, innymi autorka nas bardzo zaskakuje. Jak na przykład tajemnica Sama - któż by się spodziewał takiego zwrotu akcji? Byłam bardzo ciekawa tych tajemnic, co takiego łączy rodzinę Bianki i Samuela? Jakie sekrety skrywa Olaf? W największym napięciu trzymały mnie wizyty Bianki u pani Serafiny. Zawsze coś im przerywało, a ja byłam taka ciekawa, co ta poczciwa staruszka ma do opowiedzenia.
Bohaterowie są wspaniale wykreowani - bardzo dojrzali, choć czasem (jak to ludzie) zachowują się nierozważnie. Mają przed sobą wiele trudności i problemów, ale rozsądnie podejmują decyzje. Od razu polubiłam Biankę - wyobraziłam ją sobie w letniej sukience, grającą na skrzypcach. Również Sam skradł moje serce, niemalże od początku. Wiedziałam, że to temperamenty mężczyzna, który ma na swoich młodych plecach karb doświadczeń. Lubię takie trochę mroczne postacie, które okazują się bardzo sympatycznymi osobami. Najsympatyczniejsza chyba była pani Marta - chciałoby się mieć taką w domu. Wszyscy bohaterowie odznaczyli się w moim umyśle i jestem w stanie powiedzieć co nieco na ich temat, jakbym ich znała, a to moim zdaniem najważniejsze w kreacji bohaterów powieści.
Wątek miłosny to oczywiście coś, czego zawsze pragnę w książkach. Tutaj oczywiście się on pojawia, ale jest to miłość tak delikatna, tak dojrzała, że aż przyjemnie o tym czytać. Żadnego dziecinnego "ja go kocham, a on mnie nie chce". Odtrącona Bianka odchodzi bez słowa, nie wypłakuje sobie oczu. A jednak warto czekać na zakończenie tej historii miłosnej, bo właśnie wtedy ta niepozorna para daje nam potwierdzenie swoich uczuć. To mi się bardzo spodobało.
Melodię zapomnianych miłości czyta się niezwykle przyjemnie, ja wręcz płynęłam przez kolejne strony. Można się zrelaksować i zupełnie pogrążyć w tej historii. Ja bardzo nie lubię kończyć takich książek. Najchętniej czytałabym i czytała dalsze losy bohaterów, choćby miały to być opisy zwykłego, codziennego życia. To nie jest opowieść tylko o miłości, nie znajdziecie tutaj ckliwych opisów pocałunków. To jest opowieść o dwóch rodzinach, ich tajemnicach i dziewczynie, która zapragnęła je poznać. Magiczna, prawdziwa i pozytywna.
Melodia zapomnianych miłości, D. Gąsiorowska, Znak, 2017, 9/10