Jestem oszustką.
Jestem kłamczuchą.
Moje życie to jeden wielki bałagan.
Kocham mężczyznę.
Nie, kocham dwóch mężczyzn…
Tak sądzę.
Jeden z nich odwzajemnia to uczucie. Drugi sprawia, że płonę.
Jeden jest moją opoką. Drugi – kryptonitem.
Jestem załamana, zagubiona i zniesmaczona samą sobą.
Ale nie potrafię się powstrzymać. Oto moja historia.
Opowieść o mojej nieszczęśliwej miłości.
(uwaga: możliwe spoilery)
Miłosne trójkąty zwykle w książkach są takie same, prawda? Zawsze czytelnik staje po stronie jednego chłopaka i mu kibicuje, czasami wygrywa, czasami przegrywa. Zwykle wybierany jest ten "bad boy", bo w końcu dziewczyny marzą o bad boyach, prawda? Sądziłam, że ten trójkąt będzie wyglądał bardzo podobnie i w Arsenie, autorstwa Mii Asher. Jakież było moje zdziwienie podczas lektury... Choć pewnie tego chce każdy czytelnik - nowego pomysłu na coś starego, prawda?
To nie będzie zbyt pochlebna opinia, bo Arsen nie podobała mi się praktycznie od samego początku i przyznam się bez bicia, ostatnie strony po prostu przekartkowałam. Nie miałam do niej siły. Mia Asher zaczęła od razu z grubej rury - okazuje się, że Cathy, główna bohaterka, jest mężatką. Od 11 lat jest związana z Benem, ideałem mężczyzny, a od 5 czy 6 są małżeństwem. Niezły początek, jak na książkę po której spodziewamy się trójkąta, co? Cóż, pomyślałam, że może ta historia będzie jakąś retrospekcją? Nic bardziej mylnego. Cathy ma około 29 lat. W jej prawie idealnym życiu pojawia się nagle Arsen - 24-letni bóg seksu, którego pragnie każda kobieta. Co się wydarzy później chyba wszyscy już wiedzą. Mimo oporów i głosu rozsądku, coś jednak popycha kobietę w ręce tego młodzika.
Całkowicie szczerze: jestem mocno zniesmaczona tą książką. W fabule gdzieś się gubi wiek bohaterów, nie chcę tu wyjść na nietolerancyjną, zamkniętą na świat, itd., ale ja ciągle pamiętałam, że między nimi jest taka różnica. Gdyby była w drugą stronę odbierałabym to inaczej. Wiem, że to dziwne, ale cóż, tak właśnie uważam. Chociażby ze względu na wiek uważam, że ich związek nie ma szans. Zniesmaczona też byłam zdradą Cathy. Jej zachowaniem. Z jednej strony ją rozumiem, z drugiej jednak uważam, że postępuje okropnie i powinna porozmawiać z mężem. Szczególnie, że Ben to ideał, z pewnością by ją wysłuchał i trochę zmienił podejście. Kolejne zniesmaczenie to ilość seksu, może mniejsza niż w Greyu (haha, dlaczego Grey jest wyznacznikiem w tej dziedzinie?), ale... Ale. To dla mnie była wisienka na torcie, kropla która przelała czarę.
Sam sposób pisania jest bardzo dobry, nie mogę nic zarzucić autorce w tworzeniu zdań, prowadzeniu akcji, nawet kreacja bohaterów jest bardzo dobra, realna. To pomysł fabuły i same wydarzenia są dla mnie ogromnym minusem, a jak wiadomo - jest to 70% książki. Trochę niepotrzebnie autorka umieściła tu sceny z przeszłości - początków związku Cathy i Bena. Po co? Żeby stworzyć kontrast? Pokazać jaką idiotką jest Cathy? Zupełnie tego nie rozumiem. Gdyby wyciągnąć z Arsena niektóre sceny, można by je umieścić w o wiele lepszych książkach. Zapytam tak jak Corinne Michaels w recenzji na skrzydełku "Dlaczego, Mia, dlaczego?".
Nie jestem w stanie napisać nic bardziej sensownego o tej książce. Pozostawiła we mnie bardzo negatywne uczucia. Mia Asher potrafi pisać. Dlaczego więc nie postarała się bardziej przy kreowaniu fabuły tej książki? Myślę, że niektórym kobietom może się ona spodobać - pełna namiętności, uczuć, wrażeń. Ale nie mnie. Nie jest to historia pewnego trójkąta, tylko historia upadku mądrej kobiety, może bardzo prawdziwa, ale do mnie nie przemawia. Arsen chyba zostanie dla mnie najgorszą książką 2017 roku. Jaki pech, że trafiłam na tak słabą książkę akurat pod koniec roku...
Arsen, Mia Asher, Szósty Zmysł, 2017, 520s