2015/10/03

#58 Szalona kobieta w poszukiwaniu miłości...

O ile nie przepadam za starymi filmami, ponieważ mam dużą wrażliwość na jakość obrazu, o tyle zawsze uwielbiałam oglądać stare komedie romantyczne. A pisząc "stare" mam na myśli starsze niż 10 lat. Wydają się mi dużo lepsze od tych nowszych, mniej banalne i ciekawsze. I wiecie, co jest najdziwniejsze? Uwielbiam oglądać te klasyki, a tak naprawdę rzadko który widziałam od samego początku do samego końca! Jednym z takich filmów był "Dziennik Bridget Jones". Na szczęście niedawno to nadrobiłam...

Twórcy filmów "Cztery wesela i pogrzeb" i "Notting Hill" przedstawiają "Dziennik Bridget Jones", najzabawniejszą, najoryginalniejszą i najodważniejszą komedię roku. W ekranizacji bestsellerowej powieści Helen Fielding wystąpili: Renée Zellweger ("Jerry Maguire"), Hugh Grant ("Cztery wesela i pogrzeb", "Notting Hill") i Colin Firth ("Zakochany Szekspir", "Angielski pacjent"). U progu nowego roku 32-letnia Bridget Jones postanawia wziąć swoje sprawy w swoje ręce - i zaczyna prowadzić intymny dziennik. Ma on wszelkie szanse stać się bestsellerem, bo Bridget ma wyrobione zdanie na temat mężczyzn, seksu, aerobiku, jedzenia i wszystkiego, czym żyje współczesna kobieta, a co najważniejsze - wali prawdę prosto z mostu i niczego nie owija w bawełnę. Chcesz rozpocząć nowe życie? Zaufaj Bridget - zacznij prowadzić dziennik! (Filmweb)
To nie jest spoiler :)
Nie wierzę, że tak długo czekałam z obejrzeniem tego filmu! Już jakiś czas temu powiedziałam sobie, że zobaczę wszystkie komedie romantyczne z Hugh Grantem, które uda mi się znaleźć. Uwielbiam tego aktora i moim zdaniem idealnie pasuje do tego gatunku. Z nim film zawsze jest śmieszny.

A jeśli już o aktorów chodzi, to w "Dzienniku Bridget Jones" ich dobór jest idealny! Hugh Grant gra takiego trochę roztrzepanego playboya, o którym skrycie marzy tytułowa Bridget. Zresztą, która kobieta o nim nie śni? Z drugiej strony natomiast mamy Colina Firtha, którego bohaterem jest zdystansowany, trochę sztywny, mądry Pan Prawnik. Dwa zupełne przeciwieństwa, a również, jak się okazuje, zażyli wrogowie. Pomiędzy nimi znów staje kobieta. Ten odrobinę banalny motyw przestaje być banalny przez klimat tegoż filmu. Nawet nie mamy ochoty domyślać się, jakie będzie zakończenie. Po co psuć sobie zabawę?
Klasyki mają ten swój urok, którego nie da się pobić chociażby nowszą wersją filmu. Przecież nikt tak dobrze nie zagra naszych ulubionych bohaterów jak znani nam aktorzy. Fabuła jest naprawdę fajna. 30-latka bez męża, podkochująca się w szefie, a gdzieś tam w środku tęsknie wyglądająca za prawnikiem... Ileż jest takich kobiet? Lata lecą, zegar tyka, a na głowę spada miłość jak z liceum. Można by zwariować! A do tego wszystko obleczone w bardzo przystępny humor. Nienawidzę głupich komedii, kiedy twórcy każą nam się śmiać z wypadków i głupich zachowań bohaterów. Na szczęście tutaj tego nie ma. Śmiejemy się z wypowiedzi aktorów, czasem z sytuacji, w których się znajdują. To duży plus.

Jeżeli jeszcze nie widzieliście "Dziennika Bridget Jones" koniecznie to nadróbcie! Ja rozglądam się za książką, a już wkrótce obejrzę drugą część! Świetna komedia, na pewno zostanie ze mną na dłużej.

Bridget Jones's Diary, Sharon Maguire, Francja, Irlandia, Wlk. Brytania, 2001