2013/12/07

[07. Filmowa Sobota] Atramentowe Serce

Atramentowe serce (2008)

Tytuł oryg.: Inkheart
Scenariusz: David Lindsay-Abaire
Reżyseria: Iain Softley
Premiera: 11 grudnia (świat)
Produkcja: Niemcy, USA, Wielka Brytania
Gatunek: Fantasy, przygodowy
Czas: 106 min
Wersja językowa: lektor PL


Mortimer Folchart (Brendan Fraser) jest cenionym introligatorem. Od odejścia żony samotnie wychowuje nastoletnią Meggie (Eliza Bennett). W tajemnicy przed córką poszukuje pewnej książki, która skrywa w sobie największą tajemnicę rodziny. Kiedy mężczyzna trafia na powieść, odnajduje go również zły Capricorn (Andy Serkis), który pragnie wykorzystać talent Mo, aby się wzbogacić. Porywa go, jego córkę i jej ciotkę Elinor (Helen Mirren). Niszczy ostatni egzemplarz "Atramentowego serca", pozbawiając mężczyznę nadziei na odnalezienie żony. Mo, Meggie, Smolipaluch (Paul Bettany) i Farid (Rafi Gavron) uciekają i wyruszają na poszukiwania autora książki, który ma u siebie maszynopis. Smolipaluch chce wrócić do ukochanej Roxany, a Mo odzyskać żonę, zawierają więc ugodę. Wracają do wioski Capricorna, a tam okazuje się, że nie tylko Mortimer posiada dar wyczytywania rzeczy z książek...

Film zdecydowanie różni się od książki. Trochę inaczej wyobrażałam sobie postacie i całą scenerię. Ale cóż, skoro miałam okazję zobaczyć, to zobaczyłam i nawet mi się podobał. Denerwowało mnie przede wszystkim wymawianie imienia Resy - Risa. Na pewno tak to się mówi? Lepiej brzmi tak jak się pisze, bardziej odpowiada pełnemu imieniu kobiety - Teresa. Aktorka też mi się nie podobała. Sienna Guillory źle mi się kojarzy, nie jest jakąś super aktorką, raczej jakby aktorstwo to było jej hobby, a nie zawód. Do tego ten strój! I włosy! Zdecydowanie lepiej by wyglądała z długimi. 

Nie przypominam sobie, żeby w książce było coś na temat liter na ciałach wyczytanych przez Dariusza osób. Wyglądały jak tatuaże. Trochę dziwnie. Wyczytane zwierzęta też były dziwne, wręcz okropne. Trochę jakby obrabowano magiczne zoo, albo zwierzęta zaczęły się krzyżować między sobą, nie zważając na gatunek swojego partnera. 

Taki piękny plakat, a film w zasadzie do bani. Brak jakichś specjalnych efektów, wróżek, które przecież były w książce. W powieści pięknie opisane były sztuczki Smolipalucha: ogniste kwiaty, itd. Tutaj tego nie było. Jakiś płomyczek wyskoczył mi z ręki, coś dmuchnął, coś poleciało i tyle. Brak ubarwień jego osoby, wydawał mi się jakiś za ponury. Choć może mi się trochę myli, książkę czytałam rok temu, mogę nie pamiętać.

Jedyne, co mi się naprawdę podobało, to tchórzofretka, czy co to tam było, Smolipalucha. Takie fajne zwierzątko. Muzyka, to co zwykle chwalę w filmach, też jakoś nie siadła mi w pamięci. Jak dla mnie najgorsza ekranizacja, którą widziałam do tej pory.

Jeżeli lubicie książkę, filmu raczej nie oglądajcie. Możecie się zawieźć. Jeżeli natomiast strasznie Was ciągnie, to proszę bardzo. Ja nie jestem zadowolona, po obejrzeniu w telewizji przez pięć minut klęłam na zakończenie i na obsadę. Nie wydaje Wam się, że Mo powinien być przystojniejszy? I ten dom Elinor, miał być bardziej zadbany, a wyszło, że kobieta kocha tylko swoje książki (co było po części prawdą) i nie dba w ogóle o swoje o toczenie.

Moja ocena: 3/6
Zwiastun: